Działacze Sojuszu nie mogą pogodzić się z tym, że to na działacza SdPl wydaje się najwięcej pieniędzy, a on sam nie zasila wspólnej kasy. Marek Borowski zaprzecza tym pogłoskom i mówi, że wpłacił znacznie więcej. Ale nie chce ujawnić ile.

Gdy DZIENNIK próbował sprawdzić wśród polityków lewicy, ile naprawdę wyłożył były marszałek Sejmu na kampanię, księgowa komitetu wyborczego LiD dostała informację, że SdPl przelało właśnie 100 tys. zł.

Reklama

Marek Borowski twierdzi, że wpłacił dużo. I dodaje, że jeszcze więcej wpłacili jego zwolennicy i że wkrótce będą kolejne wpłaty. Po kilku minutach sam zadzwonił do naszej redakcji i oznajmił, że rzekome 100 zł to plotka, którą rozpowiadają nieprzychylni mu politycy SLD. "Nie zabiegałem o żadne wsparcie. Dostałem do dyspozycji 260 billboardów, więc je wykorzystałem. Po za tym część z nich odstąpiłem politykom SLD, np. Ryszardowi Kaliszowi czy Katarzynie Piekarskiej" - powiedział DZIENNIKOWI Borowski. Po czym zastrzegł, że każda z partii w koalicji LiD wzięła kredyt na kampanię proporcjonalnie do ilości kandydatów na listach.

Edward Kuczera, pełnomocnik LiD ds. finansowania kampanii, nie umie określić, jakich wpłat dokonują poszczególni kandydaci."Nie wiem, jaka to suma, ale nie słyszałem żadnych skarg z Warszawy. Borowski jest liderem listy, więc dostaje specjalne wsparcie" - powiedział DZIENNIKOWI Kuczera. Próbowaliśmy w SdPl. Rzecznik Marka Borowskiego odpisał nam: "Po konsultacji ze skarbnikiem i po zapoznaniu się z przepisami ordynacji wyborczej związanymi z finansowaniem kampanii, muszę poinformować, że niemożliwe jest oszacowanie, ile zostało wydane na kampanię".

Reklama

Oprócz wpłat do centralnej kasy każdy z kandydatów na parlamentarzystę przeznacza dodatkowo własne pieniądze na promocję. Krzysztof Janik, który kandyduje z Tarnowa, wydał 11 tys. "Zainwestowałem całe swoje oszczędności. Trochę pomogli znajomi, więc w sumie będzie tego jakieś 30 tys. W sam raz na plakaty, ulotki i trochę gadżetów, ale i tak nie będzie to full wypas" - zastrzega Janik. I dodaje, że nie dostał propozycji wsparcia z centrali. W jeszcze trudniejszej sytuacji znajdują się ci kandydaci, którzy są nieznani. Opowiadają, że muszą się bardzo upominać nawet o zeskanowanie partyjnego logo, które mogliby umieścić na plakacie wyborczym. "To szybka kampania. Mamy koalicję czterech partii, pewne niedociągnięcia na pewno są" - tłumaczy Borowski.