"Może jeśli w Polsce te braterskie powiązania, wzajemną troskę na szczytach władzy, pomiędzy prezydentem a premierem, zastąpi wzajemna kontrola i może nawet rywalizacja, to może taka sytuacja będzie dla naszego kraju, dla jego rozwoju lepsza. Bo przecież Lech Kaczyński, tak czy siak, jest i będzie prezydentem. Kaczyńscy, tak czy siak, mają władzę w państwie" - mówił Kazimierz Marcinkiewicz w rozmowie z Moniką Olejnik.

Reklama

Potem już bez żadnego owijania w bawełnę poparł Platformę Obywatelską. "Gdyby to ode mnie zależało, dałbym w tych wyborach szansę Donaldowi Tuskowi" - oświadczył były premier.

Słowa Marcinkiewicza już doczekały się komentarza Jarosława Kaczyńskiego. "Pan Marcinkiewicz ma prawo do własnych decyzji. Polityka <transankcyjna> najwyraźniej mu odpowiada, którą będzie prowadził Donald Tusk. Kłótnie między premierem i prezydentem są czymś dla kraju najgorszym i choćby z tego powodu Donald Tusk nie powinien być premierem. Człowiek, który ośmielał się mówić w 1992 roku, że tych głodnych w Polsce wcale nie jest tak dużo, że demokracja nie jest najważniejsza, tylko transformacja. Taki człowiek, póki nie przeprosi społeczeństwa za to, co mówił, nie powinien brać udziału w życiu publicznym" - mówił premier w Zakopanem, gdzie pojechał zakończyć kampanię PiS.

DZIENNIK ujawnił, że Kazimierz Marcinkiewicz już miesiąc temu odszedł z Prawa i Sprawiedliwości. Wysłał wtedy list do Jarosława Kaczyńskiego. Szef PiS skomentował wczoraj, że Marcinkiewicz wraz z traceniem stanowisk, traci też honor.

Były premier uważa, że Kaczyński jest mistrzem "w odwracaniu kota ogonem". "Ja, gdy tłumaczyłem się na prowokacje i zaczepki polityków PiS przez te ostatnie sześć tygodni, właściwie co tydzień, czy ja jestem w PiS, czy nie jestem, czy wystąpiłem, a powinienem wystąpić, a jak popieram pana senatora Gowina, to już mnie nie powinno być w PiS, to bez przerwy przecież politycy PiS to mówili, zaczepiali mnie nieustająco" - mówił.

Marcinkiewicz nie ukrywa swojego żalu do premiera Kaczyńskiego. "Ja się nie dawałem na te zaczepki, że tak powiem, namówić, ale gdy kiedyś tłumaczyłem to, to powiedziałem bardzo wyraźnie, że każdy człowiek honorowy na moim miejscu, to znaczy, gdy jego szef dokonał druzgocącej i niesprawiedliwej oceny mojego działania, jako premiera, zrobiłby na moim miejscu to samo. Ja wtedy napisałem ten list, ten list wysłałem nie tylko do premiera, ale także do kilku swoich przyjaciół".

Były szef rządu zapewnia, że to nie od niego wyciekł jego list do szefa partii. "Wysłałem go pocztą e-mailową i absolutnie nie ja jestem źródłem przecieku tego listu do mediów. Gwarantuję to. Nie wiem kto, nie będę tego dochodził, nie jest to ważne. W każdym razie ja jestem człowiekiem honoru. Myślę, że jeśli chodzi o premierów, to będzie ich jeszcze za mojego życia trochę" - powiedział Kazimierz Marcinkiewicz.