Edmund Wnuk-Lipiński, socjolog polityki:
Dlaczego w Warszawie przewaga lidera PO Donalda Tuska nad szefem PiS Jarosławem Kaczyńskim jest miażdżąca? Po pierwsze, zadziałała tu siła Platformy, która już w poprzednich wyborach odniosła w stolicy duży sukces. A po drugie, zadziałała siła osobowości Tuska, który uosabia sprzeciw wobec wszystkiego, co robił PiS w ciągu ostatnich dwóch lat. Bo ostatnie wybory były plebiscytem "za" albo "przeciwko" Kaczyńskim, a Tusk wygrał go przez nokaut.
Jarosława Kaczyńskiego z kolei warszawiacy postrzegają jako osobę, która odwołuje się do negatywnego postrzegania rzeczywistości, a nawet sam takie postrzeganie świata buduje. On występuje w roli surowego ojca, który zdejmuje z dzieci odpowiedzialność za to, co robią, i zapewnia im, przynajmniej deklaratywnie, jakiś byt, natomiast karci je, kiedy robią coś nie po jego myśli.
Jednym słowem odwołuje się do tego, co Erich Fromm nazwał ucieczką od wolności. Warszawiacy cenią sobie wolność, a i świata nie widzą w ciemnych barwach - są lepiej niż inni wykształceni i mają lepsze szanse zawodowe.
Spore znaczenie miał też głos studentów głosujących w Warszawie, którzy w zdecydowanej większości - co pokazały prawybory przeprowadzone przez DZIENNIK w Collegium Civitas - głosowali na Platformę Obywatelską.
Paweł Śpiewak, socjolog:
Wygrana Kazimierza Kutza z Jerzym Polaczkiem w Katowicach nie stanowi żadnego zaskoczenia. Jeśli miałbym ich porównać ze sobą, to nie tyle jako polityków, ile raczej jako osobowości na politycznej scenie. Jerzy Polaczek ze swoją mową-trawą o katolickim zabarwieniu przegrał z autentyzmem Kazimierza Kutza, prawdziwego Ślązaka, który tę ziemię tak wspaniale w swoich filmach pokazał.
Bo polityczny pojedynek jest nie tylko walką na zasługi, jest także walką na wizerunki. Byłbym niezwykle zaskoczony, gdyby Kutz ze swoją żywiołową osobowością miał jakiekolwiek problemy z pokonaniem tak nijakiego człowieka, jakim jest Polaczek. Szczerość Kutza przekonała wyborców po raz kolejny. Polaczek nie może się z nim nawet równać.
Jestem natomiast zdziwiony, że ten wielki reżyser znajduje w sobie energię, by powracać do politycznego świata. Jako uznany twórca mógłby z pewnością poprzestać na portretowaniu swojej małej ojczyzny, tymczasem angażuje się tak bardzo w jej zmienianie.
Ireneusz Krzemiński, socjolog:
W gdańskim pojedynku polityków "numer jeden" z list wyborczych PO i PiS Sławomir Nowak pokonał Macieja Płażyńskiego. Wygrał wprawdzie stosunkowo niewielką przewagą głosów, ale dla Płażyńskiego była to z pewnością gorzka porażka - jest przecież politykiem znanym jeszcze z czasów działalności opozycyjnej, sprawował funkcję wojewody gdańskiego i jego działalność na tym stanowisku była dobrze oceniana.
Tymczasem Sławomir Nowak aż do chwili, gdy został przybocznym Donalda Tuska, był osobą w gruncie rzeczy mało znaną. Jego wygrana to efekt przedwyborczych działań Platformy: władze partii obdarzyły kandydata zaufaniem, umieszczając jego nazwisko tak wysoko na liście, i właśnie to dla wyborców okazało się wystarczającą rękojmią. Mimo że młody polityk nie ma na swoim koncie takich dokonań jak Płażyński, zdołał jednak zebrać więcej głosów. To bez wątpienia dowód, że w Gdańsku zwolennicy Platformy Obywatelskiej mają zaufanie do swojej partii i są głęboko przekonani, że jej szeregów nie zasilają ludzie przypadkowi.
Lena Kolarska-Bobińska, socjolog:
Sukces kandydata PO w Poznaniu nie jest zaskoczeniem. Twarz PiS Zyta Gilowska przegrała z Waldym Dzikowskim z kilku względów: najważniejszym z nich jest tradycyjnie silna pozycja Platformy w Poznaniu i to, że Wielkopolska jest w swoich wyborach niezwykle autonomiczna. Poznaniacy cenią sobie to, że mają wpływ na rzeczywistość polityczną i starają się oddawać głosy na ludzi, którzy od dawna są w regionie aktywni.
Tymczasem Zyta Gilowska nie zapisała się najlepiej w pamięci mieszkańców Poznania, którzy nie zapomnieli o jej rzekomym głosowaniu w Sejmie za przyznaniem Uniwersytetowi Adama Mickiewicza pieniędzy na rozbudowę kampusu. Gilowska jest więc postrzegana jako człowiek lojalny wobec partii, a nie regionu, dbający nie tyle o interesy wyborców, co o własną pozycję. Dzikowski jest z kolei od dawna aktywny w regionie i wykazuje duże zainteresowanie jego rozwojem. A wyborcy potrafią to docenić.