Przesłuchania Margaret Thatcher i kilku zagranicznych przywódców zażądał sąd, odsyłając do Instytutu Pamięci Narodowej akty sprawy przeciw Wojciechowi Jaruzelskiemu i innym komunistycznym prominentom. Historycy sceptycznie oceniają jednak wartość zeznań, jakie miałaby złożyć była brytyjska premier.
"To wiedza drugorzędna i marginalna" - mówi historyk Antoni Dudek. "Jesteśmy sceptyczni co do tego, co pani Thatcher może nam powiedzieć" - tłumaczy.
Do oskarżycieli z IPN wróciły akta procesu w sprawie wprowadzenia w Polsce stanu wojennego. Instytut ma - jak ujął to sąd - uzupełnić "istotne braki śledztwa". W wycofanych aktach znalazły się zarzuty wobec dziewięciu osób - w tym Wojciecha Jaruzelskiego, Czesława Kiszczaka i Stanisława Kani.
Według sądu, IPN powinien powołać zespół biegłych historyków, zwrócić się do zagranicznych archiwów i przesłuchać nowych świadków - oprócz Thatcher m.in. sekretarza KC KPZR z czasów stanu wojennego Michaiła Gorbaczowa, byłego kanclerza Niemiec Helmuta Schmidta i Zbigniewa Brzezińskiego.
"Sąd chce ukręcić łeb sprawie"
"Złożyliśmy zażalenie od decyzji sądu. Czekamy, aż sąd wyższej instancji je rozpatrzy" - mówi dziennikowi.pl rzecznik IPN Andrzej Arseniuk. Dodaje, że do tego czasu instytut nie będzie zwracał się ani do strony brytyjskiej, ani do żadnej innej.
Antoni Dudek dodaje, że jeżeli będzie trzeba, to IPN skontaktuje się z Margaret Thatcher. Jego zdaniem informacje, jakie można zdobyć w rozmowie z "Żelazną Damą"" mogą być ciekawe tylko dla historyków. To informacje dotyczące polityki głównych państw Zachodu wobec wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.
"Z punktu widzenia tej kluczowej sprawy moim zdaniem ta wiedza jest żadna" - tak wartość zeznań Thatcher dla toczącego się procesu ocenia Dudek. "Od strony sądu mamy tu do czynienia z działaniem obliczonym na ukręcenie łba tej sprawie. I tyle" - kwituje historyk IPN.