"Nie mam się do czego przyznać. Nie mam nic wspólnego z żadnym agentem" - przekonywał po raz kolejny były prezydent. Powtórzył, że bezpiece podpisał tylko pokwitowanie, że odbiera "sznurówki, pasek i buty czy coś takiego".

Reklama

"Wszyscy wtedy podpisywali to samo, co ja. Ale nikt mi nie zaproponował współpracy, dlatego czuję się niedoceniony, zlekceważony" - ironizował Lech Wałęsa. Tłumaczył, że na początku lat 70. on był nikim. "Co ja wtedy byłem, dopiero do Gdańska przyjechałem, nie miałem środowiska" - przekonywał. "Bzdury. Chcą się popisać, mali ludzie w dużych butach" - podsumował.

Ale chwilę potem przyznał, że tak naprawdę nie wie, co jest w książce przygotowanej przez historyków IPN. "Jednak oni są zawodowcami, więc może to wyjaśnili. Ale z tego, co mi się wydaje, to chyba nie" - zastanawiał się.

Wałęsa powtórzył także, że nie ujawni, kim był agent "Bolek". Zapowiedział, że pozwoli tym, "którzy obrażali, dograć taniec do końca". Przypomniał, że w aktach bezpieki "Bolek" pojawia się 54 razy, więc "łatwo coś uszyć".

Wałęsa przyznał także, że napisał list do szefa IPN Janusza Kurtyki. "Napisałem, żeby nie zapomniał, że 75 tomów korzystnych dla mnie bezpieka zniszczyła. Że to, co chcą publikować, to są ksera, i że takie ksera na niego to ja też mogę przygotować" - relacjonował były prezydent. I stwierdził, że z tego, co pamięta, to odpowiedzi z instytutu nie dostał. "Czekam, czy to wszystko uwzględniono" - zakończył.

Książkę o przeszłości byłego prezydenta przygotowali historycy IPN: Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk. W publikacji opartej na materiałach IPN mają znaleźć się nieznane dotychczas dokumenty z początku lat 70. na temat kontaktów Wałęsy z SB.