Zostały ostatnie godziny na znalezienie kompromisu w sprawie ustawy ratyfikującej traktat lizboński. PO nie chce rozmawiać o zmianach w ustawie, tylko o uchwale. PiS nie odpuszcza własnego projektu. Ale prezydent sugeruje, że dobrym rozwiązaniem byłoby połączenie obu pomysłów. Bo za wszelką cenę chce uniknąć referendum. Jarosław Kaczyński zapowiedział, że PiS namawiałoby w nim do odrzucenia traktatu.

Głos prezydenta Lecha Kaczyńskiego zabrzmiał w niedzielę bardzo mocno. "Chcę i będę dążyć do kompromisu" - zapowiedział w miejscowości Łyse, gdzie uczestniczył w uroczystościach Niedzieli Palmowej. I po raz pierwszy przyznał, że pojednawczym rozwiązaniem byłoby przyjęcie i ustawy, i uchwały w sprawie traktatu.

Z naszych informacji wynika, że jeszcze dzisiaj szef klubu PiS Przemysław Gosiewski ma zaproponować Platformie kompromisowe rozwiązanie. W ustawie znalazłby się jedynie zapis, że każda zmiana w ratyfikowanym traktacie wymagałaby konstytucyjnej większości w Sejmie i Senacie. Cała treść proponowanej dziś przez PiS preambuły miałaby się znaleźć w uchwale. Tak jak jeszcze we czwartek proponowała Platforma.

Ale PO propozycji PiS przyjmować nie zamierza. "Żadnych zmian w ustawie" - mówi DZIENNIKOWI szef klubu Platformy Zbigniew Chlebowski. Dlaczego? "Nigdy żadna ustawa ratyfikacyjna nie zawierała tego typu obostrzeń, a my nie chcemy tworzyć precedensu" - tłumaczy.

Chlebowski nie ma wątpliwości: zamieszanie wokół ratyfikacji skończy się referendum. A jeśli tak, to wszystko wskazuje, że traktat zostanie przyjęty. Z badań zamówionych przez DZIENNIK w TNS OBOP wynika, że jego zwolennicy stanowią przygniatającą większość. Najwięcej jest wśród nich wyborców PO, Lewicy i Demokratów oraz PiS.

Badania pokazują coś jeszcze. Elektorat partii Jarosława Kaczyńskiego jest najbardziej zdezorientowany w tej sprawie. Ale i tak przeciwnicy traktatu, choć jest ich niemało - 19 proc., stanowią w nim zdecydowaną mniejszość.

Tak jak dotąd mniejszością było radiomaryjne skrzydło PiS. Uważano je, także we władzach PiS, za cenny dodatek do centrowej części ugrupowania. Tej, która sprzeciwiała się rok temu naruszaniu kompromisu aborcyjnego i uważa traktat lizboński za dobre rozwiązanie. Cenny, bo zapewniający, że po prawej stronie PiS nie wyrośnie żadna konkurencja.

Ale dziś, gdy środowisko radiomaryjne straszy, że odejdzie od PiS, akcenty nagle się zmieniają. W sprawie traktatu to partyjni euroentuzjaści mają się podporządkować eurosceptykom. To jeszcze bardziej zdezorientuje wyborców, którzy pozostali przy PiS, a są bliscy centrum.

Dla nich władze PiS nie mają dobrych wiadomości. Jarosław Kaczyński ogłosił w sobotę, że jeśli dojdzie do referendum, PiS będzie namawiało do odrzucenia traktatu lizbońskiego. - Jeśli ktoś sądzi, że nas przestraszy referendum, to się myli. Zajmiemy w nim stanowisko całkowicie jednoznaczne. Jeżeli to ma być traktat otwarty na zmiany i kapitulację, to my będziemy przeciw, bo myśmy się na taki traktat nie zgadzali - stwierdził prezes PiS po sobotnich obradach Rady Politycznej partii.

To woda na młyn Platformy Obywatelskiej. Zepchnięcie PiS na pozycje antyunijne oznacza zapewne przejęcie kolejnych wyborców tej partii. Perspektywa połączenia referendum z wyborami jest więc bardzo kusząca. Jarosław Kaczyński zapewnia, że nie boi się takiego scenariusza.

"Jeżeli Platforma chce zrezygnować z władzy, to niczego lepszego dla Polski Donald Tusk zrobić nie może" - twierdzi prezes PiS.



















Reklama