"Nie chciałbym powiedzieć, że to hańba dla polskiego wymiaru sprawiedliwości, ale skandal to adekwatne stwierdzenie" - mówił wzburzony przywódca strajku w 1981 r. w "Wujku" Stanisław Płatek. Pełnomocnik oskarżycieli mec. Maciej Bednarkiewicz podkreślił, że złoży apelację, bo "całkowicie nie zgadza się" z sądem, by Kiszczak popełnił czyn nieumyślnie i by nie była to zbrodnia komunistyczna.

Reklama

Sam Kiszczak powiedział, że nie było żadnych dowodów jego winy, a on "nie komentuje ani wyroków negatywnych, ani pozytywnych". Dodał, że "ogromnie ubolewa nad tym, co się stało w kopalni <Wujek>. Robiliśmy wszystko, aby stan wojenny obył się bez ofiar" - zapewniał.

Zaskoczenia i zdenerwowania wyrokiem nie krył przewodniczący Społecznego Komitetu Pamięci Górników KWK "Wujek" Krzysztof Pluszczyk. "Tego chyba nikt z nas się nie spodziewał - że można znaleźć winę, a później powiedzieć, że się za nią nie odpowiada. To chyba jakieś nieporozumienie" - mówił.

Jeden z górników rannych w czasie pacyfikacji kopalni "Manifest Lipcowy" nie zgadza się przede wszystkim ze zdaniem sądu, że Kiszczak działał nieumyślnie. "Generał działał jak najbardziej celowo" - uważa Czesław Kłosek.

Jako bulwersujący określił wyrok przewodniczący śląsko-dąbrowskiej "Solidarności" Piotr Duda. "Po wyroku sądu w sprawie milicjantów pacyfikujących górników z <Wujka> poczuliśmy ulgę, że pokazano, że ktoś strzelał do górników i ktoś ich zabił. Wtedy mówiliśmy, że została ukarana tylko ręka, a nie głowa. Tu okazało się, że de facto nie było głowy, która wydała rozkaz" - powiedział.

Reklama

Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz Kurtyka ocenił, że "postawa Kiszczaka jest tchórzostwem niegodnym oficera", bo "w strukturach zhierarchizowanych, w jakich generał Kiszczak uczestniczył, dowódca całe życie powinien podejmować i przejmować odpowiedzialność za czyny swoich podkomendnych".

"Mordercy zza biurka, do których należał generał Kiszczak, mają się dobrze" - powiedział z kolei doradca prezesa IPN Antoni Dudek. Zaznaczył, że nie jest zaskoczony wyrokiem, bo w orzecznictwie "przeważa skłonność do wynajdywania okoliczności usprawiedliwiających, wobec tych, którzy w aparacie władzy PRL odpowiadali za represje".

Reklama

Członek Kolegium IPN prof. Andrzej Paczkowski uważa, że pogląd sądu o nieumyślnej winie Czesława Kiszczaka to wybieg prawniczy, "żeby nie skazać, a jednocześnie wskazać, że coś było nie w porządku 16 grudnia 1981 roku".

Jako "pseudosalomonowy" określił wyrok adwokat Piotr Kruszyński. Jego zdaniem, sąd powinien uznać, że b. szef MSW nie popełnił przestępstwa, albo też - skazać go za podżeganie milicjantów z "Wujka" do strzelania do górników lub nawet za "sprawstwo kierownicze" tej zbrodni.

Prokuratura Okręgowa w Katowicach niewątpliwie zwróci się do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku - zapowiedziała jej rzeczniczka Marzena Matysik-Folga. Według niej, "dopiero po analizie uzasadnienia sądu zapadnie decyzja w sprawie ewentualnego złożenia apelacji".

Sąd uznał, że Kiszczak - będąc jako szef MSW zobowiązany dekretem Rady Państwa o stanie wojennym z 12 grudnia 1981 r. do określenia prawnych zasad użycia broni przez oddziały MO - nie wypełnił tego obowiązku, poprzestając na wydaniu szyfrogramu, przez co nieumyślnie sprowadził niebezpieczeństwo powszechne dla życia i zdrowia górników. Ale sprawę umorzył ze względu na przedawnienie.

Kiszczaka czekają wkrótce także inne procesy - za wprowadzenie stanu wojennego oraz za prześladowania podległych mu funkcjonariuszy z powodów religijnych.