"Chcielibyśmy, żeby w Polsce obowiązywał całkowity zakaz bicia dzieci, trwają nad tym prace" - oświadczył w maju premier Donald Tusk. I twardo dodawał: "Nie można bić dzieci. Koniec kropka."
Słowa premiera wywołały ostrą dyskusję. Sam Tusk przyznawał, że zdarzało mu się karać klapsem syna, ale dziś się tego wstydzi.
Projekt odpowiedniej ustawy zaczęło przygotowywać Ministerstwo Pracy. Miał się w nim znaleźć zapis, że w żadnym wypadku dzieci bić nie wolno. Jednak podczas konsultacji międzyresortowych takim przepisom sprzeciwiły się resort sprawiedliwości i rada legislacyjna. Ich zdaniem prawo wystarczająco chroni dzieci - jest zapisane w art. 96a kodeksu rodzinnego, który stwierdza, że wychowanie dziecka musi się odbywać "z poszanowaniem jego godności i praw", oraz w art. 40 konstytucji zakazującym stosowania kar cielesnych. "Gdyby wprowadzić osobny zakaz bicia dzieci, nic innego byśmy już nie robili, tylko rozpatrywali donosy, które potem byłyby wykorzystywane przy sprawach rozwodowych" - przekonuje Ćwiąkalski.
Resort pracy nie składa broni. "Zakaz stosowania kar cielesnych wobec dzieci musi być wyraźnie zapisany" - mówi minister pracy Jolanta Fedak. A Marzena Bartosiewicz z departamentu pomocy i integracji społecznej dodaje: "Z przeprowadzonych badań wynika, że ok. 50 proc. rodziców bicie dzieci traktuje jako <metodę wychowawczą>."
Co na to prawnicy? Prof. Roman Wieruszewski, kierownik Poznańskiego Centrum Praw Człowieka, przypomina wypowiedź rzecznika praw obywatelskich, Janusza Kochanowskiego, że rodzice mogą karcić dzieci klapsami, pod warunkiem że "robią to z miłością". "Skoro w ten sposób wypowiada się rzecznik, który powinien stać na straży prawa, to znaczy, że potrzebujemy jednoznacznego sformułowania zakazu" - mówi prof. Wieruszewski.
Sprawa budzi jednak wątpliwości nawet w samej Platformie. "Nie wylejmy dziecka z kąpielą. Żeby nie było tak, że kiedy dziecko się wyrywa i biegnie pod samochód, a matka je szarpnie, to trafia przed sąd" - mówi Elżbieta Radziszewska.
A opozycja nie szczędzi rządowi uwag. "Premier zgłasza różne, medialne projekty pod wpływem głośnych wydarzeń, ale potem nic z tego nie wynika. Tak było przecież z kastrowaniem pedofilów. To są PR-owskie zagrania, nieskonsultowane z ministerstwami i takie to ma potem skutki" - twierdzi Joanna Kluzik-Rostkowska z PiS.
"Mam nadzieję, że nie będzie chciał, żeby mu wytykano brak konsekwencji. I spełni obietnicę" - dodaje Izabela Jaruga-Nowacka z SLD.
Projekt ustawy za kilka dni ma trafić pod obrady komitetu stałego Rady Ministrów.