W skład Rady Legislacyjnej, która doradza premierowi, wchodzi 15 profesorów, specjalistów od edukacji i pedagogiki. Do jakiego wniosku doszli ci naukowcy, zastanawiający się nad zmianą ustawy o przemocy w rodzinie?
"Karcenie, nawet fizyczne, nie oznacza przecież bicia dziecka, a bez stosowania elementów przymusu i przemocy nie sposób zapewnić nawet elementarnego bezpieczeństwa małemu dziecku" - cytują opinię ekspertów "Wydarzenia" Polsatu.
Jeszcze w maju Donald Tusk obiecywał, że wkrótce zaczną obowiązywać przepisy zakazujące cielesnego karania dzieci. Trwają prace nad zmianą ustawy o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Przyjęte w 2005 roku przepisy nie zakazują bowiem jednoznacznie bicia dzieci. Dlaczego? Bo politycy uznali wtedy, że byłaby to ingerencja w prawa rodzicielskie.
>>>Kaczyńska i Tusk bili własne dzieci
"To jest dramat. To jest przyzwolenie na przemoc" - twierdzi Mirosława Kątna, szefowa Komitetu Ochrony Praw Dziecka. "Uderzenie człowieka uwłacza jego godności i nie ma znaczenia, że ma on jedynie kilka lat. Rodzic, dając dziecku klapsa, ustanawia bardzo nierówną relację: jest tym silnym, a dziecko tym słabszym" - tłumaczy.
Z ekspertami premiera nie zgadzają się nawet urzędnicy resortu pracy, którzy przygotowują zmiany w prawie. "Stosowanie kar cielesnych to niemoc, nieradzenie sobie" - nie ma wątpliwości Krystyna Wyrwicka z ministerstwa.
Członkowie Rady Legislacyjnej nie chcieli komentować swej zaskakującej opinii.