Sprawa odsunięcia Hanny Lis od prowadzenia "Wiadomości" stała się dla LPR pretekstem, by pogrążyć Urbańskiego - dowiedział się DZIENNIK.
>>>Hanna Lis: Stawiane mi zarzuty są niepoważne
Trzeba przyznać, że to nieco karkołomna argumentacja, bo do tej pory ludzie związani z Ligą nie darzyli zbyt wielką sympatią i Hanny Lis, i jej męża Tomasza, który ma w publicznej telewizji swój polityczny show.
Do niespodziewanej "rzezi ludzi PiS" i całkowitej utraty wpływów przez tę partię w TVP doszło podczas obrad rady nadzorczej. Najpierw członkowie rady związani z LPR i Samoobroną "oczyścili" jej szeregi z ludzi Prawa i Sprawiedliwości. A potem przegłosowali wniosek o zawieszenie na trzy miesiące prezesa TVP Andrzeja Urbańskiego i dwóch związanych z PiS członków zarządu: Marcina Bochenka i Sławomira Siwka.
>>>Urbański zawieszony, PiS bez wpływu na TVP
Dwóch prezesów, jeden gabinet
Wszyscy rozmówcy DZIENNIKA potwierdzają, że dojdzie teraz do długotrwałej bitwy prawników. Związani z PiS odsunięci członkowie rady nadzorczej, zarządu TVP i sam prezes nie uznają decyzji o swoim zawieszeniu. Twierdzą, że została podjęta nielegalnie, bo rada nie obradowała w swoim pełnym składzie.
Strona przeciwna - czyli ludzie związani z LPR i Samoobroną - twierdzi, że racja jest po jej stronie. I na dowód pokazuje trzy prawne ekspertyzy potwierdzające, że rada nadzorcza może podejmować wiążące decyzje nawet w niepełnym składzie.
Na razie nie wiadomo, czy zawieszeni członkowie zarządu i Andrzej Urbański podporządkują się decyzji o swoim zawieszeniu. W poniedziałek może zdarzyć się tak, że do gabinetu prezesa TVP będzie próbował wejść i Urbański, i p.o. prezesa. Tą osobą jest Piotr Farfał, kiedyś związany z ruchem skinheads i Młodzieżą Wszechpolską.