Temat Gabonu na dobre zaistniał w polskiej polityce w poniedziałek. Prezes PiS, posługując się przykładem tego państwa, dezawuował sukces Donalda Tuska na szczycie UE w Brukseli. "Można ogłosić, że Gabon zaatakuje Polskę, potem okazuje się, że nie, i mamy wielki sukces" - kpił Jarosław Kaczyński.

Reklama

Konsekwencje były oczywiste. We wtorek dziennikarzy interesowało tylko jedno: co prezes PiS wie jeszcze na ten temat. "Chciałem dać przykład kraju, który w niczym nie zagraża Polsce" - tłumaczył. I dodał: "Ponieważ język jest do użycia w każdej sytuacji i można w nim sformułować każdą tezę, to odwołałem się do tego przykładu. Mogłem równie dobrze powiedzieć o ataku Marsjan. Ale oczywiście Gabon jest realnym krajem".

Wypowiedź Kaczyńskiego nie pozostała bez echa. Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski oskarżył nawet szefa PiS, że obraził Republikę Gabonu. Po południu PO starała się już obracać tę sprawę w żart. Sebastian Karpiniuk zaproponował nawet, że jest gotów założyć z byłym premierem sejmowe koło przyjaciół Gabonu.

To nie był jednak pierwszy raz, gdy temat orzeszków ziemnych i Gabonu pojawił się w wypowiedziach Jarosława Kaczyńskiego. W marcu 2007 roku Aleksander Kwaśniewski poskarżył się, że był podsłuchiwany. Dziennikarze pytali o tę sprawę ówczesnego szefa rządu. Jarosław Kaczyński odparł: "Ale jaka jest w tym nasza wina? Równie dobrze można by nas obwiniać zanieurodzaj orzeszków ziemnych w Gabonie".

Rzecznik PiS Adam Bielan podawał inny "rolniczy" przykład. Stwierdził, że skoro kiedyś Donald Tusk obarczył Jarosława Kaczyńskiego odpowiedzialnością za wzrost cen jabłek na świecie za rządów Prawa i Sprawiedliwości, to teraz PiS ma prawo rozliczać rząd. Ale nie za jabłka czy orzeszki. Oskarżenie jest poważniejsze. Bielan przypomniał, że premier Węgier zaproponował w niedzielę program pomocy dla naszego regionu wart ponad 160 mld euro. "Gdyby został przyjęty, Polsce przypadłoby mniej więcej tyle, ile w całej siedmioletniej perspektywie UE, czyli ponad 60 mld euro. Ale premier Tusk w sposób zupełnie niebywały lekką ręką zablokował przyjęcie tego programu" - mówił rzecznik PiS.

Jeszcze wczoraj rano partia Kaczyńskiego chciała wyjaśnić tę sprawę w Sejmie. Miał pojawić się wniosek o informację rządu w sprawie szczytu. Dlaczego PiS zrezygnowało? "Bo w debacie to premier mógłby mówić, ile chce, a my mielibyśmy zaledwie 10 minut na odpowiedź. To było bez sensu" - tłumaczy bliski współpracownik prezesa PiS.