Rafa Woś: Czy to dobrze, że Erika Steinbach wycofała się z gry o miejsce w radzie fundacji "Wypędzenie, Ucieczka, Pojednanie"?
Markus Meckel: Tak, to bardzo dobra wiadomość. Całe zamieszanie trwało zdecydowanie zbyt długo, ale lepiej późno niż wcale.

Reklama

>>> Bartoszewski: Niemcy dotrzymały słowa

Pańska partia, SPD, od dawna naciskała na współkoalicjanta CDU, by odsunąć Steinbach od projektu Muzeum Wypędzeń. Dlaczego?
Już kilka lat temu SPD zrozumiała, że Muzeum Wypędzeń w formie proponowanej przez panią Steinbach, czyli wyłącznie pod parasolem Związku Wypędzonych, nie ma sensu. Dziś w Europie nie można już przecież uprawiać badań historycznych tylko z perspektywy narodowej. Gdy zawarliśmy koalicję rządową z CDU, zaczęliśmy przekonywać naszego partnera do tej wizji.

Jakich używaliście argumentów?
Jednego prostego: jeśli tworząc Muzeum Wypędzeń, chcemy uniknąć oskarżeń o rewizjonizm, musimy stworzyć taki projekt, który uzyska akceptacje naszych sąsiadów Polaków i Czechów. A każdy niemiecki polityk, który choć odrobinę interesuje się sąsiadem zza Odry, wie, że Steinbach nie budzi w Polsce zaufania.

Sądząc po pokazie solidarności ze Steinbach dużej części obozu chadeckiego, nie wszystkich udało się przekonać.
Steinbach jest posłanką CDU. Nie należy do władz partii, ale ma w niej wielu przyjaciół i sojuszników. Szefostwo SPD szybko dało kanclerz Merkel do zrozumienia, że oczekujemy od niej posprzątania na własnym podwórku. Trochę to trwało, ale na szczęście pole zostało oczyszczone.

Czy rzeczywiście, jak twierdzą niektórzy niemieccy obserwatorzy, skupienie się Władysława Bartoszewskiego na osobie Eriki Steinbach bardzo zaszkodziło jego autorytetowi w Niemczech?
Nie zgadzam się z nimi. Doskonale rozumiem posunięcia Bartoszewskiego z ostatnich dni. Przecież od lutego 2008 roku dla wszystkich stron sporu była znana treść polsko-niemieckiego kompromisu w sprawie Muzeum Wypędzeń. Brzmiał on: Polska nie będzie formalnie uczestniczyć w projekcie, ale w zamian otrzyma gwarancję, że nie będzie tam osób, które budzą niepokój Warszawy. Czytaj Eriki Steinbach. Gdyby szefowa pojawiła się we władzach, oznaczałoby to złamanie kruchego kompromisu.

Czy rezygnacja Steinbach to koniec polsko-niemieckiego sporu o Muzeum Wypędzęń? Jaka jest gwarancja, że w fundacji nie pojawi się z ramienia Związku Wypędzonych ktoś podobny do Steinbach?
Nie przeciągajmy struny i wykażmy się zaufaniem. W Niemczech panuje konsensus, że Związek Wypędzonych jest legalną organizacją, która ma prawo realizować swoje statutowe cele. Tworzone przez nas muzeum stworzy ramy dla badań nad tematem wypędzeń. Wierzę, że spotkanie perspektywy niemieckich wypędzonych i polskich czy czeskich ekspertów przyniesie dobre owoce.