Stowarzyszenie "Stop korupcji" składa do prokuratury zawiadomienie o podejrzanej działalności parlamentarnej senatora Tomasza Misiaka (byłego senatora PO). Czy będzie w tej sprawie śledztwo? "Nie trafiło jeszcze to zawiadomienie na moje biurko. Oczywiście jeśli wpłynie, zostanie poddane analizie. Decydujące znaczenie mają tutaj ustalenia faktyczne" - powiedział prokurator krajowy Edward Zalewski w programie "Kontrwywiad RMF FM".
>>>Zobacz, za co premier wyrzucił Misiaka
Zalewski zaznaczył, że w tym przypadku można rozważać, czy nie doszło do przestępstwa urzędniczego polegającego na przekroczeniu uprawnień lub niedopełnieniu obowiązków i działaniu na szkodę dobra społecznego. To czyn zagrożony karą do 5 lat więzienia.
Senator Tomasz Misiak oświadczył tymczasem na antenie TVN24, że absolutnie nie czuje się winny w całej sprawie. Nie złamał prawa, a cała jego wina polega na popełnieniu ludzkiego błędu - zgodzie na udział firmy w konkursie na obsługę stoczni. "Dowiedziałem się o tej umowie. Zadzwoniłem do ludzi z firmy, i powiedziałem: <To jest stocznia. To jednak świętość polska. Może lepiej, zeby firma związana z politykiem, senatorem nie startowała w tym przetargu>. Dostałem odpowiedź: <Ale dlaczego nie mamy startować w oficjalnym konkursie?>. I zgodziłem się na to. To był błąd" - powiedział Misiak.
Misiakowi zarzucono, że związana z nim firma odniosła korzyści dzięki specustawie stoczniowej, przy której pracował senator. On sam mówi, że to nie jest prawda. Jego zdaniem firma wystartowała w konkursie, którego przeprowadzenie było możliwe na podstawie zupełnie innych przepisów - ustawy o promocji zatrudnienia z 2004 roku.
"Zostałem ukrzyżowany za własny błąd i nie swoje grzechy" - powiedział Misiak w TVN24. Nie chciał jednak przyznać, że chodzi mu o Waldemara Pawlaka i ciążące na nim zarzuty o to, że popadł w konflikt interesów - w przeszłości znajomi Pawlak odnosili korzyści z umów podpisanych z ochotniczymi strażami pożarnymi. Pawlak jest prezesem OSP.