O zwiększeniu puli pieniędzy na kampanię zdecydował w rozporządzeniu minister finansów Jan Vincent Rostowski. Skąd ta zaskakująca podwyżka? Bo od 2004 roku, kiedy po raz pierwszy odbyły się w Polsce eurowybory, inflacja wyniosła blisko 14 proc. A jej wzrost musi być uwzględniony przy ustalaniu kwoty, którą mogą wydać komitety.

Reklama

>>> Eurokampania już trwa. Płaci Bruksela

Decyzja jest zaskoczeniem dla partii, które zamierzają wystawić swoich kandydatów w czerwcowych wyborach. "Nasz budżet jest skrojony na kwotę 9,1 mln złotych. To znacznie mniejsza suma od tej, jaką komitety wydały na krajową kampanię parlamentarną" - nie kryje zaskoczenia szef sztabu PO Grzegorz Dolniak. "Do tej pory bardzo oszczędnie gospodarowaliśmy gotówką, w przeciwieństwie do PiS, i znajdziemy dodatkowe środki na kampanię" - mówi Dolniak.

Decyzja ministra finansów bardzo cieszy koalicyjny PSL. "Dla skarbników komitetów wyborczych to może być dobra wiadomość. Bo przy dotychczasowym limicie trudno było skoordynować wydatki na drogą kampanię w radiu i telewizji z tą prowadzoną w regionach" - twierdzi Janusz Piechociński, poseł PSL i kandydat tej partii do fotela w Brukseli.

Reklama

>>> By zostać europosłem, wydasz 1,2 mln złotych

Paweł Kowal z PiS, który również ubiega się o euromandat, przyznaje, że kampania do europarlamentu jest dosyć kosztowna. "Okręgi są bardzo duże i powinno się wydać więcej pieniędzy niż w innych wyborach, aby dotrzeć do każdego wyborcy" - przekonuje.

Problemu za to nie będzie miał SLD. "Nas podwyżka limitu nie dotyczy, bo zamierzamy wydać od 4 do 6 mln" - informuje rzecznik Sojuszu Tomasz Kalita.