Takiego zainteresowania - pisze Gazeta.pl - nie było w sopockich strukturach partii od dawna. Dotychczas chęć wstąpienia do sopockiego koła deklarowało około 10 osób rocznie. Tłum zaczął walić drzwiami i oknami, gdy sopoccy "platformersi" zbuntowali się przeciwko centrali.

Reklama

>>>Tusk wypisał się z Platformy... w Sopocie

Gdy pod koniec stycznia prokuratura postawiła Karnowskiemu zarzuty, lokalni działacze PO zaangażowali się w jego obronę. Między innymi zbierali podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie przyszłości prezydenta.

Tymczasem władze partii nakazały sopockim radnym przygotowanie uchwały w sprawie gminnego referendum i przegłosowanie jej na sesji rady. Radni odmówili, bo udało im się już zebrać wymaganą listę podpisów Sopocian. Prosili też władze PO, by nie "dublowały inicjatywy obywatelskiej". Centrala odmówiła, ale radni PO i tak wycofali uchwałę z porządku obrad.

Reklama

>>>Mieszkańcy Sopotu murem za prezydentem

Zarząd PO skierował wniosek do sądu partyjnego o wykluczenie buntowników z Platformy. Kara mogła być surowsza, mówiło się nawet o rozwiązaniu koła. Na razie centrala nie podjęła jednak żadnej decyzji. A koło przeżywa prawdziwy szturm chętnych do zasilenia jego szeregów.

Buntownicy nie mają wątpliwości. "Najwyraźniej uznali nasze koło za wyjątkowe, niesprawiedliwie potraktowane i w odruchu solidarności postanowili do nas przystąpić" - mówi Michał Woźniak, szef koła.

Reklama

Wiceszef Platformy na Pomorzu, poseł Krzysztof Lisek, ma mieszane uczucia. "Cieszę się, że tylu nowych ludzi się zapisuje, ale takie masowe zapisy i to w tak krótkim czasie, to jednak rzecz dziwna. Trzeba wyjaśnić, dlaczego tyle osób zapałało miłością do sopockiej PO, i czy nie jest to jakaś akcja zainspirowana przez dotychczasowych działaczy".

Jak na razie wszyscy są w tzw. okresie próbnym. Do partii mają zostać oficjalnie przyjęci na początku maja. Koło Sopot stanie się wtedy największym kołem PO na Pomorzu. Będzie liczyło ponad 200 osób, podczas gdy to premiera Tuska ma 198.