Do urn poszło 40 procent uprawnionych do głosowania, czyli 13020 osób. Za prezydentem opowiedziało się 8037 sopocian, przeciw - 4892. Nieważnych głosów oddano zaledwie 91
Karnowski podziękował mieszkańcom Sopotu za ich udział w referendum i za to, że - jak się wyraził - poparli go. "Będę pracował dla wszystkich " - oświadczył.
"Mieszkańcy Sopotu są bardzo obywatelskim społeczeństwem, które kieruje się własnym rozumem, a nie podpowiedziami liderów partyjnych. Z tego wynika, że poparli mnie, poparli radnych, którzy za mną stali murem, nawet narażając się na wyrzucenie z partii" - dodał prezydent Sopotu.
Karnowski podkreślił, że jest niewinny. "Ta oszczercza kampania musi się kiedyś skończyć i w końcu musi nadejść czas, kiedy nie będzie żadnych służb specjalnych, które są poza kontrolą kogokolwiek. I że w końcu nie będzie można także w tym kraju robić żadnego śledztwa trałowego, robiąc komuś w ciągu roku 103 śledztwa" - zaznaczył.
Karnowski dodał, że w poniedziałek znowu stawi się do pracy w urzędzie. "I czeka mnie 18 miesięcy zmagań z ciężką pracą dla Sopotu, ale także zmagań, żeby Polska była krajem obywatelskim i sprawiedliwym, krajem, gdzie nikt nikogo nie może pomawiać" - oświadczył.
Dodał, że po zakończeniu kadencji samorządowej jesienią 2010 r. nie będzie się już ubiegał o stanowisko prezydenta Sopotu.
"Nie podważamy i nie kwestionujemy wyniku referendum. To jest suwerenna decyzja mieszkańców. Tylko, że takimi standardami politycznymi zbliżamy się bardziej do Białorusi i Rosji, niż do Skandynawii" - powiedział dziennikarzom w niedzielę szef klubu radnych PiS w Radzie Miasta Sopotu, Andrzej Kałużny.
Uczestnicy referendum odpowiadali na pytanie: "Czy jest pan/pani za odwołaniem Jacka Karnowskiego, prezydenta Sopotu, przed upływem kadencji?". Aby głosowanie było ważne, musiało w nim wziąć udział co najmniej trzy piąte osób, które uczestniczyły w ostatnich wyborach prezydenta miasta. Jest to prawie 11 tysięcy osób.
>>> Prezydent Sopotu ma zarzuty i... poparcie
Pomysł, aby to mieszkańcy kurortu zdecydowali o przyszłości prezydenta Sopotu zgłosił on sam na początku lutego. "To jest dla mnie najważniejszy i decydujący głos. Bez waszego poparcia nie będę miał dość siły, by pracować dla miasta i jednocześnie walczyć o przywrócenie mi dobrego imienia. Jeśli mi zaufacie, przez kolejnych 21 miesięcy będziemy razem. Oddaję się w wasze ręce" - oświadczył wówczas Karnowski.
>>> Karnowski: Jestem ofiarą nacisków
Kłopoty Karnowskiego zaczęły się w lipcu 2008 roku, kiedy miejscowy biznesmen Sławomir Julke oskarżył Jacka Karnowskiego o żądanie łapówki. Julke, który chciał przebudować strych kamienicy w Sopocie, twierdził, że prezydent Sopotu zażądał od niego dwóch mieszkań. Zdaniem biznesmena, prezydent chciał dostać lokale jako zapłatę za pomoc w uzyskaniu od swoich urzędników koniecznych pozwoleń na przebudowę. Julke dostarczył prokuraturze nagranie rozmowy z Karnowskim, która miała dowodzić winy prezydenta.
Po ujawnieniu afery Karnowski zrezygnował z członkostwa w Platformie Obywatelskiej, której na Pomorzu był jednym z założycieli.
>>> Tusk wypisał się z Platformy w Sopocie
Prokuratura postawiła Karnowskiemu osiem zarzutów, w tym siedem korupcyjnych. Karnowski został zatrzymany, a prokuratura wnioskowała o areszt, ale sąd w dwóch instancjach zdecydował, że prezydent Sopotu pozostanie na wolności.