Nie było rodzin, płomiennych przemówień wielu osób, gadżetów a nawet ulotek z programem. Nie pojawił się Roman Giertych z dziećmi, który wspiera partię. Nawet namiot, który stanął przy pomniku prymasa Wyszyńskiego przy Krakowskim Przedmieściu, gdzie miał odbyć się reklamowany piknik, należał nie do Libertas, a do Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. To tam udawała się większość warszawiaków i wynosiła wielkie torby z materiałami promującymi Unię.

Reklama

Liderom Libertas Danielowi Pawłowcowi i Arturowi Zawiszy zabrakło inwencji. Obaj, niczym studenccy działacze, weszli na ławkę i wygłosili po kilka haseł. "Libertas znaczy wolność", "Chcemy Unii, która nie będzie zamykać polskich stoczni, nie będzie podnosić podatków, otworzy rynki pracy, także w Niemczech i Austrii", "Jesteśmy za zniesieniem biurokracji. Jesteśmy przeciwko Traktatowi Lizbońskiemu. Jesteśmy za polską złotówką" - wyliczał Zawisza przez 30 minut. W końcu zachrypł.

Pikietę najpierw zagłuszyła oficjalna Parada Szumana, a potem przegonili bezpartyjni krzykacze, głoszący antyunijne i antysemickie hasła. Przyszli wyborcy pośpiesznie wyciągali wnioski. "Nawet, jeśli jeśli Libertas ma coś do powiedzenia, to wystartowała zdecydowanie za późno. Zupełnie nie ma szans" - komentowali.