"Pan cenzuruje wypowiedzi świadka i posłów. To nie Rakowiecka (w PRL mieściło się tam więzienie śledcze) i lata 50., tylko Sejm w wolnej Polsce. Zadaje pan pytania z tezą. Lampa w oczy i kastet, to są pańskie metody" - oburza się Arkadiusz Mularczyk z PiS na sposób zadawania pytań przez polityka PO.
>>> Kornatowski zeznawał, politycy się kłócili
"Pan przeszkadza w pracach komisji. Czy jest pan w stanie wytrzymać emocjonalnie zadawanie przez kogoś innego pytań?" - odgryzał mu się szef komisji Sebastian Karpiniuk.
I wtedy włączył się przesłuchiwany Jerzy Engelking. "Policzyłem w stenogramach. Przerywano mi 130 razy (Engelking był już przesłuchiwany w kwietniu - red.)" - zwrócił się przewodniczącego komisji. "Pan nie jest od tego, żeby pouczać komisję" - odpowiedział mu Karpiniuk. "A pan jest od tego, żeby właściwie prowadzić obrady" - odgryzł się Engelking.
>>> Poseł PO ukarany za "kręcenie na rurce"
Atmosfera obard była od samego początku, bo tuż po rozpoczęciu posiedzenia poseł Mularczyk złożył wniosek o zawiadomienie prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez szefa komisji. Jak uzasadnił, Karpiniuk - podczas kwietniowego przesłuchania Engelkinga - dopuścił się "straszenia, szydzenia", a nawet gróźb karalnych wobec świadka.
Jerzy Engelking, były zastępca Zbigniewa Ziobry, opowiada komisji o konferencji z 31 sierpnia 2007 roku. Wtedy zaprezentowano jak były szef MSWiA Janusz Kaczmarek przemierza korytarz w hotelu Marriott, by - jak twierdził Engelking - spotkać się z Ryszardem Krauze.
>>> Nocna pogróżka posła PiS z komisji śledczej
Kaczmarek miał wówczas przekazać Krauze informację o planowanej akcji przeciwko wicepremierowi Andrzejowi Lepperowi.