Konfrontacja, do ktorej ostatecznie nie doszło, zaczęła od słownej połajanki między posłami. Jako pierwszy pytania zaczął zadawać polityk PO Robert Węgrzyn, który stwierdził, żepierwsze kieruje do "osoby bardziej wiarygodnej, czyli do Janusza Kaczmarka".

Reklama

Na te słowa natychmiast zareagował Arkadiusz Mularczyk. "Panie przewodniczący, niech pan zwróci uwagę studentowi Węgrzynowi, że tak nie można, bo potem takie słowa idą w Polskę. Na litość boską, to przecież na panu Kaczmarku ciążą zarzuty karne, a nie na panu Engelkingu" - mówił poseł PiS. "Student" to przytyk to wykształcenia polityka PO, który pobiera nauki na Instytucie Studiów Stosunków Międzynarodowych i Dyplomacji Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Potem Jerzy Engelking zwrócił posłom uwagę, że konfrontacja jest prowadzona przy złamaniu wszelkich prawniczych reguł, m.in. nie podpisał protokołu z wczorajszego przesłuchania. To spowodowało, że posłowie na kilkadziesiąt minut wdali się w dyskusję z sejmowymi ekspertami próbując ustalić, czym właściwie jest "konfrontacja", a politcy PO dopytywali się, czy nie można obejść zastrzeżeń podniesionych przez Engelkinga.

W tym czasie świadkowie bezczynnie siedzieli i tylko się uśmiechali się przysłuchując się kłótni. Ostatecznie posłowie zgodzili się, że konfrontację trzeba odłożyć do czasu, aż Jerzy Engelking przeczyta i podpisze protokoły.

Kto w tej sprawie kłamie?

Jerzy Engelking, człowiek ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, podkreśla, że służby specjalne nie były politycznie manipulowane, a śledztwo w sprawie przecieku o akcji CBA było prowadzone prawidłowo. Zaprzecza mu były szef MSWiA Janusz Kaczmarek, który miał uprzedzić Andrzeja Leppera o przygotowywanej przez CBA akcji.

>>> Nie było przecieku, który rozwalił koalicję

Reklama

Dziś "Rzeczpospolita" podała, że po dwóch latach śledztwa prokuratorzy zamierzają umorzyć sprawę przecieku. Z informacji "Rz" wynika, że prokuratorzy nie wytropili źródła przecieku i nie będą w stanie nikomu postawić zarzutów. Zebrane dotąd dowody nie pozwalają nawet jednoznacznie stwierdzić, czy przeciek, o którym mówiono, że udaremnił akcję CBA w Ministerstwie Rolnictwa, w ogóle miał miejsce. I czy istotnie ktoś ostrzegł ówczesnego wicepremiera Andrzeja Leppera przed CBA.

Słynna operacja miała wykryć korupcję w resorcie rolnictwa. Ale spaliła na panewce. Pośrednik Piotr R. nieoczekiwanie wycofał się z wzięcia łapówki za odrolnienie ziemi na Mazurach od podstawionego agenta CBA. A Lepper, do którego miała trafić część pieniędzy, w ostatniej chwili odwołał spotkanie z R.

>>> Kaczmarek to największy zawód mego życia

Gdy latem 2007 r. ujawniono finał nieudanej operacji, sugestia była wyraźna: spalił ją przeciek, za którym miał stać były szef MSWiA Janusz Kaczmarek.

W przeddzień operacji spotkał się w warszawskim hotelu Marriott z Ryszardem Krauzem, i tak sygnał dotarł do posła Samoobrony Lecha Woszczerowicza, który nazajutrz rano miał uprzedzić o akcji CBA Leppera. Dlatego, jak mówiono, z zastawionej pułapki nic nie wyszło.