Przenosiny 13. Pułku Przeciwlotniczego z Elbląga do Gołdapi to w dobie kryzysu krok dość pochopny. Przeprowadzka będzie kosztować kilkadziesiąt milionów złotych - pisze "Rzeczpospolita". Na tym jednak nie koniec. Przeniesienie jednostki jest nie tylko drogie, ale może być wręcz niebezpieczne. Gazeta wyjaśnia jednak, że cała sprawa ma kontekst polityczny.
Specjaliści są zaskoczeni planami przeniesienia jednostki z dobrej lokalizacji do położonego 5 km od granicy z Rosją 13-tysięcznego miasteczka, które nie ma nawet połączeń kolejowych. Twierdzą, że lokowanie jakiejkolwiek jednostki o takim znaczeniu w miejscowości, która nie daje możliwości obrony, jest co najmniej dziwne. Radzą, że jeśli już trzeba, choćby ze względów społecznych, utrzymać w Gołdapi wojsko, to należy tam skierować jednostkę zmotoryzowaną, zmechanizowaną czy najlepiej - rozpoznawczą. Ale nie przeciwlotniczą - jedną z trzech w dyspozycji Wojsk Lądowych.
>>>Polska armia będzie piszczeć... z biedy
"Rzeczpospolita" przypomina, że to premier Tusk obiecał Gołdapi, że wojsko - główny pracodawca - z ich miasta nie zniknie. Sugeruje też, że na tę decyzję miała wpływ przyjaźń łącząca szefa rządu z obecnym wicemarszałkiem woj. warmińsko-mazurskiego Jarosławem Słomą, z którym premiera łączy wspólna przed laty działalność w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów.
"Przyjaźń nie miała tu nic do rzeczy" - powiedział Słoma "Rzeczpospolitej" i dodaje. "Dla miasta Elbląg likwidacja jednej jednostki nie oznacza być albo nie być. A dla Gołdapi tak." Tylko czy interes Gołdapi jest ważniejszy od bezpieczeństwa Polski?