Dyrektorzy szkół, z którymi rozmawialiśmy, nie są zachwyceni perspektywą wizyt polityków w szkołach. "Jak chcą, niech przyjdą, ale najlepiej, jakby się ograniczyli do zachęcenia młodzieży do pilnej nauki i tyle. Dzieciaki polityką nie są zainteresowane" - mówi pani Maria, dyrektorka jednego z podwarszawskich gimnazjów.

Reklama

>>>SLD i dożynki jak za dawnych lat

Liderzy Sojuszu zapewniają, że propagandy uprawiać nie będą. Zresztą na terenie szkół politycznej agitacji prowadzić nie wolno. "Tu nie chodzi o żadną agitację, my chcemy rozmawiać o rzeczywistych problemach ludzi, a to z polityką i jakąś tam agitacją nie ma nic wspólnego" - przekonuje jeden z liderów SLD.

Szymanek - Deresz - wakacyjna twarz SLD

Ale nie wszyscy politycy SLD chcą się stawić na rozpoczęciu roku szkolnego. "To kolejny nietrafiony pomysł Napieralskiego i jego kolegów. Ja sam jako rodzic nie mam ochoty, by na rozpoczęcie roku mojej córki przychodził jakiś polityk i jeszcze coś gadał. Powiem szczerze: jakby nie było tej akcji, to gdyby w naszej szkole pojawił się jakiś platformers, to sam pierwszy bym krzyczał: won ze szkoły to nie Sejm! A teraz to chyba zostanę w domu, choć córka mnie zabije" - mówi jeden z szeregowych posłów Sojuszu.

Reklama

A inny dodaje: "Najpierw dożynki, teraz 1 września, jeszcze trochę i w czynie społecznym każą nam malować płot pod domem Napieralskiego".

czytaj dalej

Reklama



Pozostali zapowiadają, że do zarządzenia się zastosują. "Zawsze uczestniczę w tego typu wydarzeniach, ale z jakimiś przemówieniami to raczej nie będę się wychylał" - mówi jeden z bardziej rozpoznawanych polityków lewicy.

1 września to dla lewicy także okazja do krytyki pod adresem rządu. "Oszczędności budżetowe wprowadzone przez rząd dotkną przede wszystkim edukacji, tymczasem aż 20 procent uczniów to dzieci z rodzin najuboższych, których nie stać na drogie podręczniki" - przekonuje rzecznik partii Tomasz Kalita.

Jak podkreślają przedstawiciele SLD, w tym roku sytuacja jest szczególnie trudna, bo rząd zmienił podstawę programową, a to oznacza, że dzieci nie będą mogły korzystać z podręczników używanych. "W tej sytuacji wiele rodzin stanie przed dylematem: albo szkolna wyprawka dziecka, albo czynsz czy rachunek za światło, to właśnie do tych ludzi chcemy dotrzeć" - tłumaczy ideę akcji jej koordynator poseł Artur Ostrowski.

Zapowiada też, że jego partia będzie dopominać się podwyżek dla nauczycieli. "Rząd obiecał im podwyżki i mimo kryzysu powinien się z tej obietnicy wywiązać, będziemy tego pilnować i w razie potrzeby wspierać ich akcję protestacyjną" - podkreśla Ostrowski.