To właśnie Pachocki zabiegał u wiceministra Piechy, by wpisać na listę leków refundowanych ivabradynę produkowaną przez jego firmę. Spotykał się w tym celu z Piechą w resorcie i poza nim. Zabiegał skutecznie. A wiceminister starał się ukryć te kontakty.

Reklama

"Jeśli ma tyle zalet, jest takim wybitnym znawcą spraw związanych z lekami, to czemu nie próbuje zostać na przykład szefem resortu zdrowia?" - pytam jednego z byłych wiceministrów. "Pan go podejrzewa o głupotę? Zarabia kilka razy tyle, ile minister. Jest wybitnie inteligentny i zawsze wybiera to, co dla niego najlepsze".

Pachocki mógł zrobić wielką karierę jako lekarz. Po studiach medycznych zapowiadał się jako świetny specjalista w klinice nadciśnienia tętniczego warszawskiej Akademii Medycznej. W 1989 r. zaskoczył wszystkich nagłym przejściem do branży farmaceutycznej. Na początku pracował na rzecz kilku zagranicznych producentów leków, którzy nie mieli jeszcze w Polsce przedstawicielstwa, m.in. Novo i Schering AG. Po kilku miesiącach trafił do francuskiej firmy Servier. Był pierwszą osobą zatrudnioną przez tę firmę. W znalezieniu pracy pomogła mu Wiesława Mirgos-Solek, dziś honorowy członek Polskiego Towarzystwa Opieki nad Chorymi na Stomię.

Robert Pachocki przez pierwsze dwa i pół roku pracował w polskim odziale Serviera tylko z asystentką. Jednak od tamtego czasu firma się rozrosła i teraz zatrudnia przeszło pół tysiąca osób. Servier zawdzięcza ten sukces właściwie jednej osobie: 45-letniemu Robertowi Pachockiemu. Servierowi sprzyjał głód nowych przedsięwzięć gospodarczych i pustynia lekowa na początku lat 90. w Polsce. Nawet w rodzimej Francji pozycja koncernu jest peryferyjna, choć na swoich stronach internetowych reklamuje się jako "wiodąca".

Reklama

Moi rozmówcy twierdzą, że Pachocki odniósł sukces dzięki niekonwencjonalnym metodom pracy. Ma dużą umiejętność manipulacji ludźmi i uzależniania ich od siebie. Raz zaprosi kogoś wpływowego na lunch. Innym razem poprosi znanego profesora o wystawienie opinii o swoim leku. Chętnie sfinansuje wykłady badacza o dużym autorytecie naukowym. Ale wszystko robi w białych rękawiczkach. I, co ważne, zawsze jest w cieniu. Kiedy kilka dni temu nasi dziennikarze spotkali się z nim, nie zgodził się nawet na nagranie dwóch zdań, które z niego z trudem wydusili.

"Jestem tylko przedstawicielem firmy i nic więcej" - stanowczo protestował, kiedy nazywano go specem od marketingu i lobbingu. Twierdzi też, że nigdy nie prezentuje własnych opinii, lecz stanowisko firmy. Zna wszystkich najważniejszych ludzi, którzy mają wpływ na polską służbę zdrowia. Jego też znają wszyscy. Otworem stoją przed nim wszystkie drzwi kolejnych ministrów zdrowia i dyrektorów departamentów w zmieniających się ekipach rządowych. Ma doskonałe kontakty z parlamentarzystami z komisji zdrowia, ale i z dziennikarzami, którzy specjalizują się w tej tematyce.

Według moich rozmówców Robert Pachocki to najbardziej skuteczny lobbysta na rynku farmaceutycznym w Polsce. A jest to rynek, na którym konkurencja rozwija się w najbardziej drapieżnej postaci. Coraz częściej z udziałem tzw. czarnego public relation.

Reklama

Zawsze elegancko ubrany. Z ludźmi nowo poznanymi stara się skracać dystans i szybko nawiązywać familiarne związki. "Kiedy czekał na wejście do gabinetu ministra, zawsze nas <czarował> jakimiś anegdotami albo żartami, próbując zjednać sobie naszą przychylność" - opowiada jedna z sekretarek byłego ministra zdrowia. Jest niezwykle miły, sympatyczny dla ludzi, z którymi może ubić korzystny interes. Ale w sposób bezwzględny i drastyczny odnosi się do tych, którzy mogą być lub są przeszkodą w drodze do sukcesu.

Pachocki ma też umiejętność tworzenia dobrej strategii sprzedaży swoich leków. Wiadomo, że o sprzedaży leków na receptę decydują lekarze, a leków bez recepty - pacjenci. Pachocki banalną prawdę potrafi w pełni wykorzystać. Sukcesy opłaca jednak tym, że przez część środowiska jest nielubiany, a przez drugą wręcz znienawidzony.

Pachocki należy do wymagających szefów. Podobno kiedy wyjeżdża na urlop, zleca swoim podwładnym ogrom zadań. I dzwoni codziennie, pytając, jak posuwają się sprawy. Każdy jego telefon wprawia ludzi w popłoch.