Z informacji DZIENINIKA wynika, że to właśnie miła atmosfera w polskiej delegacji spowodowała, że po kilku godzinach poprawiła się także prezydencka ocena szczytu. W poniedziałek wieczorem oceniał go na "czwórkę z minusem". Wczoraj mówił, że jest "całkiem zadowolony". "Oczywiście, gdyby Unia składała się z samych Polsk, to by było inaczej" - dodał.

Reklama

Tak prezydent oceniał szczyt >>>>

Co zrobi Parlament Europejski? >>>>

Nieoficjalnie politycy PO przyznają jednak, że premier popełnił błąd, nie protestując przeciwko wyjazdowi prezydenta na szczyt. "Teraz Kaczyński już nie odpuści, będzie chciał latać na każdy szczyt" - załamuje ręce jeden z ministrów. I nie jest daleki od prawdy. "Przecież było dobrze, prawda? Skutecznie, sympatycznie, spójnie, jednym głosem. Więc czemu mieliby nie jeździć w tym składzie na inne szczyty?" - mówi DZIENNIKOWI współpracownik prezydenta. I dodaje: "Proszę zauważyć, że to są szczyty szefów państw i rządów Unii Europejskiej. Prezydent jeździ więc jako szef państwa, a premier jako szef rządu i wszystko jest w porządku".

Reklama

Unia tylko pogroziła Rosji >>>>

O tym, że w polskie delegacji panowała wyjątkowo dobra atmosfera, świadczy kilka obrazków z poniedziałku, które zrekonstruował DZIENNIK.

Poniedziałek, godzina 11.05. Z gdańskiego lotniska odlatuje rządowy Tu-154. Lech Kaczyński zajmuje pierwszą, najwygodniejszą salonkę. Kolejną premier. W trzeciej ich współpracownicy. Po kilku minutach prezydent zaprasza do siebie premiera. Mają ustalić wspólną strategię na szczyt. Nie mają z tym kłopotów. Kaczyński dostrzega, że premier jest zmęczony. Ten przyznaje, że powinien się zdrzemnąć, bo wstał już o 3 w nocy ze względu na uroczystości na Westerplatte. Prezydent proponuje, by Tusk skorzystał z jego leżanki. Sam przesiada się do salonki premiera.

Reklama

Godzina 19.25. Wspólna konferencja prasowa prezydenta, premiera i szefa MSZ. "Minister ciężko pracował nad rozwiązaniami związanymi z podjęciem rozmów zakulisowych. Rozpoznanie w świecie ministrów spraw zagranicznych zawsze się w takiej sytuacji przydaje" - chwali nielubianego przez siebie Sikorskiego, Lech Kaczyński.

Godzina 21.50. W ogrodzie polskiego konsulatu premier udziela wywiadu TVN 24. "Cieszę się, że w Brukseli razem prezentowaliśmy stanowisko wyważone, wypracowane przez rząd ze znaczącą rolą prezydenta" - mówi Donald Tusk. W tym czasie Lech Kaczyński, który właśnie skończył spotkanie z premierem Gruzji, raczy się z ministrem Sikorskim czerwonym winem. Obaj żartują. Po chwili dołącza do nich premier. Zaczynają rozmawiać o wspólnych gdańskich znajomych.

"Ucichliśmy i zdumieni patrzyliśmy jak dwóch, zazwyczaj skaczących sobie do gardeł polityków rozmawia ze sobą tak, jakby nie było wyborów w 2005 r., jakby nie było tego wszystkiego między nimi przez ostatnie trzy lata" - opowiada uczestnik spotkania.

Jednak już kilka godzin po wylądowaniu na warszawskim Okęciu, czar poniedziałkowych wydarzeń prysł. Szef MSZ w Radio Zet wyraźnie dał do zrozumienia, że zapis o zacieśnaniu współpracy w polityce energetycznej nie był sukcesem prezydenta, a Wielkiej Brytanii. Chwilę wcześniej w RMF FM wicepremier Grzegorz Schetyna był pytany, czy taki wyjazd polskiej delegacji może się powtórzyć w przyszłości. "Mam nadzieję, że nie będzie musiało. Będziemy na przyszłość unikać i wspólnych szczytów i wspólnych lotów" - stwierdził polityk.