Takie rewelacje podaje dzisiejsza "Rzeczpospolita". "To partyjny zamach stanu, który ma zapewnić Donaldowi Tuskowi jednowładztwo" - miał powiedzieć "Rzeczpospolitej" jeden z posłów PO. W gruncie rzeczy chodzi ponoć o marginalizację Grzegorza Schetyny w partii.

Premier chce poszerzyć zarząd kerajowy partii tak, by odebrać wpływy dotychczasowym liderom regionów. To oni w dużej mierze stanowią zaplecze Schetyny. Mówi się, że to jego ludzie. Premier miał niedawno zorganizować spotkanie z szefami regionów, by obwieścić im, że chce poszerzyć skład zarządu krajowego do 35 osób (obecnie liczy 15 osób).

Z automatu do zarządu weszłoby 16 szefów regionów wybranych miesiąc temu. Pozostałe 19 osób to działacze, którzy zostaną wybrani w głosowaniu przez Krajową Radę Platformy - pisze "Rzeczpospolita".

Szef rządu postanowił też zlikwidować funkcję sekretarza generalnego. Zamiast tej instytucji, która dziś ma duży wpływ na układ list wyborczych, premier chce utworzyć techniczne stanowisko sekretarza-menedżera i powołać nowe stanowisko "pierwszego zastępcy przewodniczącego". Na otarcie łez miałby nim zostać Schetyna - pisze "Rzeczpospolita".

"Schetyna zostałby pierwszym zastępcą Tuska w partii i tyle. To prestiżowa funkcja, ale niewiele znacząca" - mówi jeden z polityków.

Tymczasem rzecznik rządu Paweł Graś zaprzeczył, by na spotkaniu premiera Donalda Tuska z szefami zarządów regionów PO ws. zmian w sposobie zarządzania partią dyskutowano o możliwości likwidacji stanowiska sekretarza generalnego partii.

"Było takie spotkanie. Rzeczywiście zbliża się kongres partii, bardzo ważne wydarzenie w życiu każdego ugrupowania. Jesteśmy olbrzymią partią - to jest ponad 40 tys. ludzi. Przy poprzednim kongresie partia liczyła około 8 tys. członków kilka lat temu, w związku z tym zmiany czy poszerzenia będzie wymagał model zarządzania partią" - powiedział w sobotę dziennikarzom Graś.

Dlatego właśnie - wyjaśniał - pojawił się "pomysł, o którym premier rozmawiał z szefami zarządów regionów, żeby zarząd partii poszerzyć o szefów regionów, którzy wybrani zostali u siebie również w demokratyczny sposób".

"Natomiast nie ma żadnej dyskusji na temat likwidacji stanowiska szefa sekretarza generalnego. To są informacje nieprawdziwe" - podkreślił.