"Nie wolno robić tak, że najpierw się kogoś uniewinnia, a potem przez godzinę wysuwa argumenty przeciwko niemu i zachowuje często w sposób obraźliwy" - w takich słowach szef rządu skomentował uzasadnienie sądu lustracyjnego, który orzekł, że była wicepremier Zyta Gilowska nie była tajnym współpracownikiem PRL-owskich służb specjalnych.
Premiera zirytowało najprawdopodobniej to, że w uzasadnieniu wyroku sąd sugerował, że byłej wicepremier po prostu nie udowodniono współpracy z bezpieką, bo nie zachowały się teczki z tamtego okresu. "Sędziowie też podlegają pewnym regułom i rygorom, i nie mają prawa podsądnych czy świadków obrażać, a to się zdarza" - stwierdził premier.
Wczoraj w podobny sposób i na ten sam temat wypowiadał się prezydent Lech Kaczyński. Powiedział, że uzasadnienia wysłuchał z niesmakiem. "Pani sędzia Mojkowska (przewodnicząca składu sędziowskiego w procesie Gilowskiej) nie jest osobą, której nazwiska nie znam. Wiem, z jakich środowisk się wywodzi. To nie powinno mieć żadnego znaczenia, ale wczoraj straciłem tę pewność, że to takiego znaczenia nie ma" - dodał.
Prezydentowi najprawdopodobniej chodziło o to, że ojciec sędziny Małgorzaty Mojkowskiej był naczelnym "Trybuny Ludu".