Aneta K. o dziecku powiedziała dziennikarzom TVN24. Jest byłą radną Samoobrony i byłą dyrektor biura poselskiego Łyżwińskiego. Twierdzi, że pracę w biurze dostała po tym, gdy zgodziła się na seks z Łyżwińskim.

Łódzka prokuratura zakończyła jej przesłuchanie późnym wieczorem. Jednak, jak poiformował jej rzecznik Krzysztof Kopania, zeznania - ze względu na dobro śledztwa - zostały utajnione. Jedyne co wiadomo to, że były "bardzo obszerne".

Przesłuchani będą też Andrzej Lepper i sam Łyżwiński. Obydwaj jednak twardo zaprzeczają rewelacjom Anety K. A Lepper nazwał doniesienia "Gazety Wyborczej" prowokacją wymierzoną w koalicję i rząd. Jak poinfiormował wieczorem, pozwy przeciwko "Gazecie" i Anecie K. są już gotowe. Jak stwierdził w programie "Kropka nad <i>", wszystko co napisała "Wyborcza" to "perfidne oszustwo". "Nic z tą panią wspólnego nie miałem, jest prowadzona przez kogoś" - powiedział szef Samoobrony. Lepper zapowiedział, że pozew przeciwko dziennikarzom "Gazety" i samej Anecie K. jest już gotowy.

Cała sprawa wybuchła w poniedziałek rano, gdy prasa doniosła, że posłowie Samoobrony - m.in. Łyżwiński i przewodniczący Lepper - ponoć wykorzystywali swoje podwładne, żeby te mogły zachować pracę. Część z nich, jak Aneta K., zgadzała się na seks, a część, która odmawiała posłom - według prasy - traciła pracę.

Prokurator Kaczmarek zapowiedział, że jednym z elementów śledztwa będzie ustalenie, czy ojcem jednego z dzieci Anety K. rzeczywiście jest Stanisław Łyżwiński.

Zaś rzecznik rządu Jan Dziedziczak powiedział, że jeśli zarzuty się potwierdzą, to konsekwencje będą "bardzo, bardzo surowe". "Premier nie zamierza pracować z osobami, które by się dopuściły takich zachowań" - zapewnił.