Ani Lech Wałęsa z Mieczysławem Wachowskim, ani Hanna Suchocka z Janem Rokitą nie będą świadkami obrony byłego pułkownika UOP. Lesiak, oskarżony o nielegalną inwigilację partii politycznych na początku lat 90., chciał, by przesłuchano w tej sprawie ówczesnego prezydenta i ówczesną panią premier oraz ich najbliższych współpracowników. Sąd wniosek oddalił.

Reklama

Na następnej rozprawie 1 lutego Sąd Okręgowy w Warszawie chce jeszcze przesłuchać świadków, którzy nie stawili się w piątek. Być może już wtedy dojdzie do zamknięcia procesu i rozpoczęcia mów końcowych.

61-letni Jan Lesiak twardo nie przyznaje się do winy. Grożą mu trzy lata więzienia. Jest on jedynym oskarżonym w sprawie inwigilacji przez UOP w latach 1991-1997 polityków opozycyjnych wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej.

Prokuratura zarzuca Lesiakowi przekroczenie uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" (podsłuchów) i "źródeł osobowych" (agentury) wobec legalnych ugrupowań. Wśród tych ugrupowań było ówczesne Porozumienie Centrum braci Kaczyńskich.

Premier Jarosław Kaczyński, zeznając w procesie Lesiaka, ocenił, że Wałęsa ponosi odpowiedzialność za inwigilację opozycji, a Wachowski mógł "nadawać temu dynamikę". To zeznania "tak chore, jak chorzy są Kaczyńscy" - ripostował poza sądem Wałęsa.

Reklama