W ciągu kilkudziesięciu godzin "lista 500" zrobiła zawrotną karierę. Znów mnożą się pytania: "Kto tam jest? Kto ze znanych?" Daleko jej do popularności, jaką w 1992 roku miała "lista Macierewicza". Nie dorównuje też szumowi, jaki wywołało ujawnienie "listy Wildsteina" w 2005 r. Najbliżej jej chyba do powstałej w 2004 r. "listy Nizieńskiego".

Według informacji DZIENNIKA, nie tylko jeśli chodzi o skalę sensacji. Lista, o której Janusz Kurtyka mówił w rozmowie z RMF FM i "Newsweekiem", ma być zbieżna właśnie z tą, sporządzoną przez byłego rzecznika interesu publicznego. "Od miesięcy w IPN trwała aktywna kwerenda akt osób, których nie zdążył przeszukać Nizieński" - twierdzi nasz informator.

Gdyby rzeczywiście te dwie listy się pokrywały, oznaczałoby to, że w dużej części znamy nazwiska, które skrywa Kurtyka. Fragmenty "listy Nizieńskiego" ujawnił bowiem w ubiegłym roku tygodnik "Głos" Antoniego Macierewicza. Znajdowało się tam m.in. nazwisko Zyty Gilowskiej. Kurtyka nie wykluczył, że w jego spisie też znajduje się nazwisko wicepremier.

Inny nasz rozmówca z IPN twierdzi, że "lista 500" powstała w czasie kontroli archiwów po tym, jak do Instytutu wpływały różne wnioski, i badawcze i o status pokrzywdzonego. Według jego wiedzy, w ten sposób pracownicy IPN zbierali informacje na temat poszczególnych osób. "Gdy 15 marca weszła ustawa, wystarczyło połączyć nazwiska w listy, stworzyć katalog i pracować dalej" - mówi nasz informator.

Jak więc tłumaczyć słowa rzecznika IPN Andrzeja Arseniuka? Powiedział on wczoraj, że "w IPN nie powstał całościowy katalog osób traktowanych przez służby bezpieczeństwa PRL jako informatorzy". "Warto chyba podkreślić słowo całościowy" - podkreśla informator DZIENNIKA. Według niego, wyrok TK przerwał prace historyków.

Informacje ujawnione przez prezesa Kurtykę wywołały wczoraj reakcję prezesa Trybunału. " Nie wyobrażam sobie, aby można było mówić o jakiejkolwiek liście TW, która miałaby ujrzeć światło dzienne - stwierdził prof. Jerzy Stępień.

Dalsze losy rejestru TW uzależnione są od przebiegu prac nad nową wersją ustawy lustracyjnej. Pierwsze nazwiska mogą ujrzeć światło dzienne już po przeprowadzeniu przez parlament tzw. małej nowelizacji lustracji, która przywróci historykom prawo do badań. "To kwestia czasu, kiedy fragmenty listy zaczną się pojawiać w publikacjach" - twierdzi jeden z historyków IPN.

Głos w sprawie listy zabrał też premier. "<Lista 500> prędzej czy później musi być opublikowana, bo jest rzeczą oczywistą, że Polacy mają prawo do takiej wiedzy" - mówił wczoraj Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem wrogowie lustracji chcą wprowadzić w Polsce cenzurę. "Oni się boją w Polsce demokracji, bo demokracja ich zmiecie" - dodał szef rządu. Minister Zbigniew Wassermann twierdzi, że ujawnienie listy jest konieczne, a prezes IPN musi to zrobić tak, by nie złamać prawa.