O istnieniu "listy 500" powiedział kilka dni temu prezes IPN Janusz Kurtyka. To zestaw 500 nazwisk osób, które kiedyś mogły być tajnymi współpracownikami bezpieki, a teraz pełnią ważną rolę w życiu publicznym.

Listy nie można jednak ujawnić po surowej ocenie ustawy lustracyjnej przez Trybunał Konstytucyjny. "Nie wyobrażam sobie, aby można było mówić o jakiejkolwiek liście TW, która miałaby ujrzeć światło dzienne" - stwierdził prezes Trybunału, prof. Jerzy Stępień.

Premier od razu po ujawnieniu, że lista istnieje, zaapelował o jej ujawnienie. "Nam czasem zarzucano bez najmniejszych podstaw, że my ograniczamy demokrację. Demokrację chcą ograniczyć ci, którzy chcą wprowadzić cenzurę, czyli wrogowie lustracji, to oni się boją w Polsce demokracji, bo demokracja ich zmiecie" - powiedział twardo.

Dzisiaj w Polskim Radiu w ostrych słowach odpowiedział prof. Stępniowi. Premier podkreślił, że "radykalnie nie zgadza się" z werdyktem Trybunału i opublikowanym wczoraj uzasadnieniem tego werdyktu.

Czy ujawnienie listy może być szkodliwe? Premier odpowiada, że nie. Bo każdy, kto znalazłby się na liście informatorów komunistycznych służb, miałby prawo do obrony. A tak Trybunał Konstytucyjny chroni tylko byłych agentów - tłumaczył.