Samoobrona próbuje zaprzeczyć doniesieniom DZIENNIKA, że przygotowuje nowe, dużo ostrzejsze prawo prasowe. "Nie jest prawdą, by koalicja zbierała się po to, by przykręcić śrubę dziennikarzom" - zapewnia Janusz Maksymiuk. Ale projekt nowej ustawy regulującej pracę mediów już powstaje. I są w nim pomysły, które wywołują ból głowy u dziennikarzy i polityków opozycji.
Projekt partii Andrzeja Leppera, który DZIENNIK opisał wczoraj, ma ujrzeć światło dzienne w najbliższych dniach. Niewykluczone jednak, że po naszej publikacji prace nad nim zostaną na pewien czas spowolnione. Kilku polityków PiS z władz klubu tej partii skrytykowało pomysł koalicjanta. Według nich opisane przez DZIENNIK przepisy nie powinny zostać wdrożone. Powód tego dystansu jest oczywisty - PiS nie chce konfliktu z mediami. Nie ma też interesu, by realizować pomysły Samoobrony.
Jeden z najważniejszych punktów projektu dotyczy sprostowań. Samoobrona chce zapisać nakaz publikacji sprostowań w tym samym miejscu i w tej samej objętości co artykuł. Z odpowiedzialności prawnej za nieprawdziwe czy nieścisłe informacje mieliby zostać wyłączeni autorzy tekstów. Konsekwencje przed sądem ponosiliby tylko redaktorzy naczelni.
A byłyby one dotkliwe, bo i Samoobrona i Liga Polskich Rodzin nie ukrywają, że chcą, by zasądzane kary szły nawet w setki tysięcy złotych. Na udowodnienie swoich racji przed sądem ludzie mediów mieliby mało czasu. Samoobrona chce, by akurat w tej kwestii sądy działały ekspresowo. W dwa tygodnie miałby zostać wydany prawomocny wyrok w dwóch instancjach. W wielu przypadkach uniemożliwiłoby to wezwanie świadków. A bardzo często to zeznania osób trzecich, a nie dokumenty czy zdjęcia, są podstawą publikacji prasowych. Takie przyspieszenie procesów wpłynęłoby na niekorzyść wolnych mediów.
Zarzutów pod adresem propozycji Samoobrony zupełnie nie rozumie wiceszef tej partii Janusz Maksymiuk. "Ja też jestem dziennikarzem, bo pisałem do gazety. Pisałem to, co wiedziałem, więc jestem w stanie przed sądem udowodnić w 24 godziny to, co napisałem" - tłumaczył wiceszef Samoobrony w TVN24.
Zaprzecza, by koalicja miała "przykręcać śrubę mediom". "Nikt takiego zamiaru nie ma" - dodał. "Głupotą jest zaczynanie wojny z mediami tylko dlatego, że nasi koalicjanci od zawsze mają z nimi na pieńku" - twierdzi nasz rozmówca z PiS. Nie wiadomo jednak, czy jego zdanie podzieli kierownictwo partii.
Maksymiuk przekonuje, że "wolne dziennikarstwo jest osiągnięciem demokracji". Twierdzi, że to nie politycy piszą nowe prawo prasowe, a... dziennikarze. Zdaniem Maksymiuka pomysły regulacji zgłaszają reporterzy sejmowi, których mają ciemiężyć ich wydawcy. Którzy? Nie wiadomo.
Krytyczna jest także opozycja. "Samoobrona powinna się trzymać jak najdalej od prawa prasowego" - uważa szef klubu PO Bogdan Zdrojewski. Uważa, że przekazanie jej kierownictwa nad pracami nad tą ustawą to "wielka niefrasobliwość PiS".
Ale przedstawiciele opozycji nie wierzą, by pomysły partii Leppera weszły w życie. "Liczę na to, że w PiS znajdzie się parę mądrych osób" - mówi Piotr Gadzinowski z SLD. Poseł przyznaje, że nowe prawo prasowe jest konieczne, bo dzisiejsze, uchwalone jeszcze w 1984 roku, jest przestarzałe i funkcjonuje bardziej jako zwyczaj niż rzeczywista regulacja.
Niemal identycznym językiem mówi w tej sprawie PiS-owski szef sejmowej komisji kultury i środków przekazu Jan Ołdakowski. "Wszyscy jesteśmy zgodni, że trzeba je zmienić, pytanie tylko jak" mówi DZIENNIKOWI.
Od lutego w Sejmie istnieje nieformalny zespół złożony z przedstawicieli wszystkich klubów parlamentarnych. Politycy mieli zająć się stworzeniem nowego prawa prasowego. W lutym każdy z jego członków deklarował, że ma wiele pomysłów na nowe regulacje działalności polskich mediów. Jednak przez ponad cztery miesiące zespół nie zebrał się na żadnym merytorycznym posiedzeniu.
Ziomecki: Trzeba mieć mózg, aby zmieniać prawo prasowe
Piotr Nisztor: Jak pan ocenia pomysły Samoobrony na zmianę prawa prasowego?
Mariusz Ziomecki*: Mam wrażenie, że prawo prasowe to jeden z najczulszych i najbardziej wrażliwych instrumentów demokracji. Jeśli nie ma wolnych mediów, to nie ma demokracji. Ci ludzie są wrogami wolności słowa i szukają sposobu, jak dobrać się do największych wrogów, jakich mają, bo nie jest nim niestety Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Janusz Maksymiuk powiedział w TVN 24, że to nie Samoobrona chce zmian, ale sami dziennikarze sejmowi zwrócili się do jego partii o pomoc o zmiany w prawie prasowym...
To bardzo prymitywna propaganda przypominająca złe lata PRL. Dobra władza pochyla się nad pracownikiem wyzyskiwanym przez złe koncerny, aby mu ulżyć w cierpieniach. To naprawdę jest bardzo naiwne!
Czy rzeczywiście realizacja pomysłów Samoobrony oznaczałaby koniec niezależności dziennikarskiej?
Samoobronie chodzi o to, aby wybić mediom zęby i zniechęcić do pisania o wpływowych politykach. Jeżeli my jako dziennikarzy będziemy bali się pisać o premierze, koalicji, czy o ministrze spraw wewnętrznych, to będzie oznaczało, że straciliśmy wolność. Dopuszczając do uchwalenia takiego prawa, spowodujemy zrównanie Polski z krajami trzeciego świata, gdzie rządzą dyktatorzy.
Dlaczego akurat Samoobrona wzięła się za reformę prawa prasowego?
Samoobrona liczy albo na naszą bierność, albo Kaczyńscy wypuszczają Samoobronę, aby spaliła się w ogniu własnej głupoty. Mój ojciec mawiał, że niezbadana jest dusza idioty. Trudno mi się więc stwierdzić jednoznacznie, dlaczego akurat Samoobrona.
Czy jest możliwe, aby Samoobrona stworzyła kiedykolwiek dobry pomysł reformy prawa prasowego?
Nie jest możliwe, bo do tego trzeba mieć mózg, wykształcenie, wiedzę. Samoobrona nie dysponuje potencjałem intelektualnym, nawet aby powierzchownie liznąć problem. Jednak dużo groźniejsze niż pomruki w Samoobronie jest to, że sądy są skłonne do skazywania dziennikarzy nawet za niewielkie pomyłki...
Ale projekt Samoobrony zakłada zwiększenie odpowiedzialności redaktorów naczelnych i wydawców, a nie dziennikarzy. Czy więc w razie uchwalenia takiego prawa do więzień będą trafiać redaktorzy naczelni?
Nie ma znaczenia, kto ponosi odpowiedzialność. Ważne jest, że dziennikarz może pójść do więzienia za wypisywanie głupstw. Może to oznaczać, że nasza demokracja jest zarezerwowana tylko dla ludzi, którzy piszą mądre rzeczy. Nie może być tak, że sądy nie dają dziennikarzowi możliwości pomyłki w faktach, czyli tzw. błędu popełnianego w dobrej wierze, ponieważ jest to moim zdaniem wywieranie bardzo silnej presji na media
I jeszcze raz coś z Janusza Maksymiuka: "Też jestem dziennikarzem, bo pisałem do gazety i pisałem to, co wiedziałem, więc jestem w stanie przed sądem udowodnić w 24 godziny to, co napisałem". Maksymiuk ma rację?
Nie znam dorobku dziennikarskiego posła Maksymiuka, ale rzuciłbym okiem. Nie gryzę jednak kciuków z przejęcia, że to będzie wstrząsające dla mnie doświadczenie. Może coś pisał, ale wątpię, aby poseł Maksymiuk znał zawód dziennikarza z funkcjonującymi w nim regułami.
* Mariusz Ziomecki jest redaktorem naczelnym "Przekroju"