O losie Tomasza Lipca zdecydowała fatalna passa w doborze jego współpracowników. "Premier ma tego pewnie dość i nie chce ryzykować kolejnej katastrofy" - mówi DZIENNIKOWI rozmówca z rządu. Są jednak politycy PiS, którzy nieoficjalnie przyznają, że wpadka dwóch urzędników Centralnego Ośrodka Sportu to dobra wiadomość dla ich partii.

"Po pierwsze, pokazała, że CBA ściga także swoich, zadając kłam twierdzeniom opozycji, a po drugie, zwolnił się resort dla Eli Jakubiak" - mówi jeden z posłów PiS. Przypomina, że na jednym z wyjazdowych posiedzeń klubu parlamentarnego przed kilkunastoma miesiącami to Zbigniew Ziobro mówił, że dla sukcesu CBA ważne byłoby przyłapanie na korupcji kogoś z PiS.

Lipiec przyszedł do resortu jako człowiek wspomagający Ziobrę w zwalczeniu korupcyjnego układu w polskiej piłce. Ale bardzo szybko nad jego głową zaczęły się zbierać czarne chmury. Pierwszy skandal wybuchł, gdy okazało się, że szef gabinetu politycznego Lipca Marek Różycki wyłudził mieszkanie komunalne. Potem okazało się, że nowy szef Centralnego Ośrodka Sportu Andrzej Parzęcki w latach 70. należał do SZSP i nachodził kursy latających uniwersytetów. Samemu ministrowi liczne nieprawidłowości w jego działalności za prezydentury Lecha Kaczyńskiego w stolicy wytykała w kampanii samorządowej Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Lipiec miał na koncie i własne wpadki. W maju ub.r. świętował urodziny. W restauracji Villa Park w Wesołej bawili się m.in. Różycki i Parzęcki. Za imprezę Lipiec zapłacił służbową kartą kredytową. Dopiero premier Kazimierz Marcinkiewicz po interwencji mediów kazał mu zwrócić 3,5 tys. zł z własnej kieszeni.

Po objęciu teki ministra sportu Lipiec prowadził też prywatne wojny. Gdy nadarzyła się okazja, usunął z komisji ds. zwalczania dopingu w sporcie prof. Jerzego Smorawińskiego. Tego samego, który w 1993 r. oskarżył ówczesnego reprezentanta Polski w chodzie o stosowanie dopingu. Po latach okazało się, że poziom testosteronu wzrasta u ministra w naturalny sposób. Lipiec wrócił do uprawiania sportu dopiero po trzech latach dyskwalifikacji.

Gdy Lipiec został ministrem, wyrzucił z pracy w COS praktycznie wszystkich. Nawet sprzątaczki. Zapewniał, że trzeba było wyczyścić układ. Ale nowy szef, wspomniany Parzęcki, nie popracował zbyt długo. Zmuszony do jego odwołania Lipiec wyznaczył na nowego dyrektora swojego zaufanego kolegę - zatrzymanego w sobotę Krzysztofa S. Gdy minister rządził stołecznym sportem, S. był dyrektorem ośrodka sportu na warszawskim Bemowie. Także drugi z zatrzymanych, Tadeusz M., współpracował z Lipcem w Warszawie.

CBA obserwowało szefów COS przez kilka miesięcy. To oznacza, że miało uzasadnione podejrzenia co do ich uczciwości. Zostali zatrzymani po wręczeniu im kontrolowanej łapówki. Obaj przyznali się do zarzutów. Grozi im do 8 lat więzienia. Ale to nie wszystko, bo CBA ustaliło także, że obaj panowie planowali rozszerzyć działalność korupcyjną i zarabiać na organizacji Euro 2012. To COS ma wybudować Stadion Narodowy i potem nim administrować. Wyciąganie pieniędzy budżetowych miało się odbywać za pomocą firm założonych przez tzw. słupy. To pod nich COS miał ustawiać przetargi. "Myśleli, że hasła o uznawaniu walki z korupcją za priorytet tego rządu są puste, ale pomylili się i siedzą w więzieniu" - mówił szef CBA.

DZIENNIKOWI udało się ustalić, że premier od razu chciał się spotkać i z ministrem Lipcem, i z Mariuszem Kamińskim. Zmienił jednak plany i najpierw spotkał się z szefem CBA.

Do zatrzymań szefów COS doszło, zanim rozpoczęło się rozpisywanie przetargów na inwestycje związane z Euro 2012. Teraz zajmie się tym już nowa minister.