Samoobrona "warunkowo" pozostaje w koalicji - obwieścił wczoraj niespodziewanie Andrzej Lepper. Zdymisjonowany szef Samoobrony jednak nie wróci do rządu. To oznacza, że - przynajmniej na razie - oddala się perspektywa przyspieszonych wyborów.

Lepper wymienił dwa warunki dalszego trwania koalicji: PiS wywiąże się ze wszystkich programowych obietnic wobec Samoobrony, a do piątku przedstawi dowody, jakie CBA ma przeciw niemu. "O to nam chodziło, to kończy kryzys" - skwitował te słowa jeden z liderów PiS.

Utrzymanie koalicji jest zasługą Romana Giertycha. To szef LPR, przerażony wizją przyspieszonych wyborów, które dla niego mogłyby się skończyć sromotną porażką, namawiał Leppera do ugięcia się i pozostania poza rządem bez rezygnowania z udziału w koalicji. "To hucpa, nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać" - komentował wieczorem rozwój wypadków szef klubu PO Bogdan Zdrojewski.

Okazuje się więc, że drugi tak poważny kryzys w rocznej historii rządu Jarosława Kaczyńskiego trwał niespełna dobę. We wrześniu 2006 r. zdymisjonowany wówczas Andrzej Lepper wrócił do rządu po 25 dniach.

Rano nic jeszcze nie zapowiadało tak szybkiego zwrotu akcji. Sejm był pełen dziennikarzy i polityków. Temat rozmów był tylko jeden - przedterminowe wybory. Wydawało się, że lada moment Samoobrona wyjdzie z koalicji.

Partia Leppera przez półtorej godziny obradowała zamknięta w jednej z sal. Ale decyzja o wyjściu z koalicji nie zapadła. "Chcemy, by każdy poseł się wypowiedział, a nie wszyscy byli. Niektórzy chcą też skonsultować się z terenem" - tłumaczył rzecznik partii Mateusz Piskorski.

W tym czasie opozycja nie zasypiała gruszek w popiele. SLD złożył wniosek o skrócenie kadencji. Własny, choć identycznie brzmiący, przygotowała też Platforma Obywatelska.

Reklama

Partia Donalda Tuska zaskoczyła czymś jeszcze. Złożyła 19 wniosków o wyrażenie wotum nieufności po kolei wszystkim ministrom rządu Jarosława Kaczyńskiego. "Z jednej strony stawiają nas pod ścianą, z drugiej przybliżają powstanie większości" - komentował tę akcję znany polityk PiS.

Zupełnie poza politycznym rwetesem zdawał się za to funkcjonować klub PiS i marszałek Ludwik Dorn. Szef klubu Marek Kuchciński złożył jedynie wniosek o odłożenie pierwszego czytania reformy finansów publicznych. PiS bało się jej odrzucenia. Z kolei Dorn przedstawiał listę ustaw, które muszą być przyjęte w tej kadencji. Sugerował, że wnioski o jej skrócenie podda pod głosowanie dopiero na początku października. Zupełnie nie przejął się wnioskami PO w sprawie wszystkich ministrów. Nazwał je "kabaretem".

Wreszcie o godz. 16.30 po kolejnym posiedzeniu klubu Samoobrony Andrzej Lepper zwołał konferencję prasową. I zaskoczył wszystkich: "Parlamentarzyści jednogłośnie postanowili o wyjściu z koalicji" - ogłosił. Tylko że po kilkusekundowej przerwie dodał zaskakującą wszystkich informację: "Ostateczną decyzję klub pozostawił prezydium partii i mnie, a ja zdecydowałem, że warunkowo zostajemy w koalicji. Na tych samych zasadach co dotychczas, tyle że ja do Ministerstwa Rolnictwa nie wrócę" - oświadczył Lepper zdezorientowanym dziennikarzom. W ten sposób uciął dywagacje o wyborach i ewentualnej nowej koalicji.