Nad możliwymi rozwiązaniami zagmatwanej dziś sytuacji politycznej ścisłe władze PiS rozmawiały w minionym tygodniu. PiS czeka na reakcje koalicjantów i uważa, że wszystkie karty atutowe ma w ręku. Bo choć w sobotnim wywiadzie dla DZIENNIKA premier Jarosław Kaczyński mówił, że to jego partia zdecyduje o tym, czy i kiedy będą wybory, to jest tylko część prawdy.

"PiS tej koalicji nie zerwie, to mogą zrobić tylko Andrzej Lepper z Romanem Giertychem" - mówi czołowy polityk PiS. Zaznacza przy tym, że ten moment jego zdaniem nieubłaganie się zbliża. Ale to koalicjanci PiS mają być obciążeni odpowiedzialnością za decyzję o przyspieszonych wyborach.

A tych PiS się nie boi. Bo nie do końca wierzy w przedwyborcze sondaże i badania, które 2-, 3-procentową przewagę dają Platformie Obywatelskiej. "To granica błędu statystycznego. W powtórzonych wyborach na Podlasiu Platformie dawano w sondażach przewagę nawet 10 proc. Okazało się jednak, że wygraliśmy" - pociesza się sekretarz generalny PiS Joachim Brudziński.

"Popełniliśmy trzy razy w ciągu roku błąd polegający na niezrozumieniu specyfiki LPR i Samoobrony" - mówi członek kierownictwa PiS. Według niego, z tych formacji można wyłuskać jedynie pojedyncze osoby, ale na pewno nie większość posłów. PiS nie rozważa więc obecnie planów rozbijania Samoobrony, choć taki pomysł pojawił się w chwili ujawnienia afery Leppera. "Do rozpadu Samoobrony ręki nie przyłożymy" - zapowiada wiceprzewodniczący parlamentarnego klubu PiS Tomasz Markowski.

Ale to nie znaczy, że PiS zamierza przejmować się niepewnym losem Samoobrony po przyspieszonych wyborach. Jeden z polityków PiS przypomina, że już w zeszły wtorek, ostatniego sejmowego dnia przed wakacjami, było kilka głosowań, w których Samoobrona głosowała inaczej niż PiS. "Marszałek Dorn może zarządzić głosowanie nad złożonymi wnioskami o skrócenie kadencji już na pierwszym posiedzeniu Sejmu po wakacjach, jeśli przystawki nie wrócą do szeregu" - przekonuje znany poseł PiS.

"Wszystko jest możliwe, przy takim napięciu sytuacji politycznej" - mówi Brudziński. PiS te groźby traktuje z przymrużeniem oka. "Wydaje się, że do 22 sierpnia nie padnie u przystawek komenda <wychodzimy>" - twierdzi członek kierownictwa PiS. Ale zaraz dodaje, że jego partia jest przygotowana na podjęcie decyzji o przyspieszonych wyborach na rozpoczynającym się tego dnia powakacyjnym posiedzeniu Sejmu.

Jego zdaniem LPR i Samoobrona chcą jednak utrzymać tę koalicję. "Jeśli LPR i Samoobrona zaczną się zachowywać destrukcyjnie, głosując przeciwko projektom rządowym, wówczas będziemy dążyć do wcześniejszych wyborów" - tłumaczy sekretarz PiS.

Reklama

PiS nie będzie zaskoczony żadnym scenariuszem działania "przystawek”. Według naszych informacji, polityków PiS nie zdziwiły także plany, jakie ujawnił w sobotę DZIENNIK. Chodzi o budowanie przez LPR i Samoobronę wspólnej koalicji wyborczej. A być może nawet jednej partii. "Sam fakt, że się nad tym zastanawiają, świadczy o tym, że boją się, czy przekroczą próg" - twierdzi członek władz partii Jarosława Kaczyńskiego. Przedstawiciele LPR i Samoobrony przekonują, że mogą zawalczyć nawet o 15 proc.

Tymczasem wicepremier Roman Giertych w dzisiejszym "Newsweeku" zaznaczył, że ma dymisję już gotową. "Giertych to taki watażka, idzie ostro, w ostatniej chwili się wycofuje i umiecha się, że nic się nie stało" - mówi jeden z polityków PiS. Brudziński wyjaśnia, że słowa Giertycha są wypowiadane na użytek marketingowy. "Taką dymisję Giertych ma już przygotowaną od początku kadencji" - mówi Brudziński.

Analizowane są też zachowania PSL. Markowski nie wyklucza, że aby pozyskać Stronnictwo, rozpoczną się negocjacje z partią Waldemara Pawlaka. "Ale na razie żadnych rozmów nie m"a - zaznacza.

A wszystkie te scenariusze są determinowane przez jedną opinię premiera. "Polityka to dziedzina, gdzie liczba zmiennych jest tak wielka, że możliwości przewidzenia dzisiaj przyszłości właściwie nie istnieją" - mówił w sobotnim wywiadzie dla DZIENNIKA.