"Mam wrażenie, że przynosiłem PiS, od czasów wyborów do dzisiaj, duże profity i mam prawo mówić we własnym imieniu. Dziękuję Jarosławowi Kaczyńskiemu za daną mi szansę, ale oddałem się PiS jako wolny, niezależny, odważny, mam nadzieję inteligentny człowiek, który ma i miał odwagę mówić w swoim środowisku naukowym i komentatorskim własnym językiem i teraz po przyjściu do PiS, jak rozumiem, nikt ode mnie nie wymaga, żebym stracił te przymioty, dla których mnie tu zapraszano" - mówi Onetowi Marek Migalski. Politolog przypomina, że w wyborach do Parlamentu Europejskiego zdobył jeden z najlepszych wyników wśród polityków z list PiS, więc może teraz mówić krytycznie o partii.
Migalski twierdzi, że nie jest żadną "V kolumną", a przemawia przez niego autentyczna troska o PiS. Wierzy jednak, że partia Jarosława Kaczyńskiego wróci do władzy. "Mam nadzieję, że w 2014 roku, kiedy okaże się, że premierem będzie Jarosław Kaczyński, to pozytywnie ocenimy wspólnie skutki mojego listu" - mówi Onetowi europoseł.
Według Migalskiego tylko bowiem zmiana polityki partii sprawi, że uda się wybory wygrać i powstrzymać zagrożenie dla demokracji jakim będzie monopol władzy PO. By to uczynić, w PiS nie może być tylko jednego nurtu Dlatego, jak dodaje politolog, obok Macierewicza, czy Ziobry w partii musi być odpowiednie miejsce dla polityków łagodniejszych, jak Joanna Kluzik-Rostkowska, czy Paweł Poncyliusz. "PiS musi być partią wielonurtową, wielopłaszczyznową, wielogłosową, kolorową, uśmiechniętą, wielobarwną, bo inaczej nie wygramy wyborów. PiS w 2005 r. wygrało wybory, a później PO, bo to były partie wielobarwne" - wyjaśnia eurodeputowany.
Jeśli jednak partia dyskusji nie podejmie i będzie przegrywać wybory, to Marek Migalski nie zrezygnuje jednak z współpracy z PiS. "Sam z klubu PiS nie wyjdę. Nie zamierzam rezygnować ze współpracy z PiS. Nie uważam, żebym zrobił coś, za co musiałbym odchodzić, czy coś, za co należałoby mnie wyrzucać" - wyjaśnia. Na pewno nie wstąpi też do Platformy Obywatelskiej.