Gazeta urządziła test. Radni mieli wymienić tych pełnomocników prezydent Warszawy, których działalność dało się dostrzec przez ostatnie lata. Tylko trzy nazwiska podawano bez zastanowienia: Marek Piwowarski - pełnomocnik ds. zagospodarowania brzegów Wisły, Karolina Malczyk-Rokicińska - ds. walki z dyskryminacją, i Marcin Wojdat pełnomocnik do współpracy z organizacjami pozarządowymi.

Reklama

Wśród pozostałych 13 jest np. pełnomocnik ds. Muzeum Komunizmu Wojciech Borowik. O planach tego muzeum w podziemiach PKiN mówił jeszcze prezydent Lech Kaczyński w 2005 r., ale dotąd nic w tej sprawie się nie zdarzyło. Muzeum nie ma, ale pełnomocnik jest i na działalność ma w budżecie ok. 100 tys. zł na rok.

Okazuje się, że pełnomocnik to w ratuszu słowo klucz, które otwiera więcej drzwi niż zwykłemu urzędnikowi. Biura w urzędzie miasta są jak udzielne księstwa. Dyrektor jednego niechętnie będzie się podporządkowywał szefowi drugiego. A pełnomocnik, to już tytuł nadrzędny. - Ta funkcja, najogólniej rzecz ujmując, nadaje prestiżu sprawie. Pokazuje szczególne znaczenie jakiegoś zagadnienia, wyjaśnia wiceprezydent Warszawy Włodzimierz Paszyński.