Niemal milion kosztował remont gabinetu ministra spraw wewnętrznych, a nowe meble kolejne ćwierć miliona. Urzędnicy nadzorujący wykonanie prac łamali prawo i nie wyegzekwowali 50 tys. kar od wykonawcy – dowiedział się DGP.
Remont gabinetu i pomieszczeń przyległych zarządził jeszcze szef MSWiA Jerzy Miller. Przetarg rozstrzygnięto w marcu 2011 r., a prestiżowe zamówienie zdobyła firma F.H.U. Projekt-Bud z Warszawy. To w sumie cały korytarz, gdzie oprócz dużego gabinetu ministra z zapleczem wypoczynkowym i sekretariatem są pomieszczenia dla oficerów Biura Ochrony Rządu – mówi DGP wieloletni urzędnik resortu.
Zgodnie z projektem dawny wystrój, nieco gierkowski, a jednak elegancki, zastąpiła sterylna nowoczesność. Teraz nie ma nawet jak wygodnie usiąść, aby porozmawiać. Wolałem poprzedni wystrój, miał charakter – ocenia jeden z częstych gości w gabinecie ministra. Łączny koszt przebudowy pomieszczeń, i zmiany instalacji wyniósł ok. 900 tys. Dodatkowo urzędnicy rozpisali przetarg na dostawę mebli, który wygrała firma Espos Office. W sumie rachunek wyniósł 1 mln 78 tys zł.
Na czas prac Jerzy Miller musiał się przenieść do innych pomieszczeń. Jego następca minister Jacek Cichocki po prostu odziedziczył już zrobiony gabinet. Zamówienie i jego realizacja znalazły się pod lupą Najwyższej Izby Kontroli, która badała, jak w 2011 roku w resorcie wydawano publiczne środki. Raport z ich pracy trafił właśnie do Sejmu.
Kontrolerzy odkryli, że firma wykonawca zakończyła swoją pracę w 13 dni po terminie, do którego się zobowiązała w umowie. Komisja dokonująca odbioru prac remontowych potwierdziła terminowe wykonanie robót, stwierdzając jedynie niewielkie usterki – ujawnili w wystąpieniu pokontrolnym NIK-owcy.
Konsekwencją takiego zachowania urzędników było nienaliczenie wykonawcy kar, które przewidywał kontrakt. Kara w wysokości 44,9 tys., co w ocenie NIK było działaniem nierzetelnym – napisali kontrolerzy.
Wczoraj poprosiliśmy rzeczniczkę ministerstwa o komentarz dotyczący wydania ponad miliona złotych na remont i wyposażenie.
To konieczność, bo gabinet nie był modernizowany od czasów generała Kiszczaka. Przesłaliśmy również wykonawcy wezwanie do zapłaty kar umownych. Firma ma czas do końca czerwca – wyjaśniła Małgorzata Woźniak.
Komentarze (43)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeProf. Kazimierz Nowaczyk ze współpracownikami z zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy Tu-154M przeanalizowali zapisy parametrów lotu, którymi dysponowała komisja Millera. Dotychczas dane te nie były udostępniane niezależnym badaczom. Jak się jednak okazało, można je odczytać na wskaźnikach widocznych na wizualizacji ostatnich minut lotu tupolewa. Są to dwa wysokościomierze baryczne i jeden wysokościomierz radiowy. Z widocznych na nich wskazań wynika jednoznacznie, że teza komisji Millera, jakoby tupolew ściął skrzydłem brzozę na wysokości 5,1 m, jest fałszywa, bo według zapisów wysokościomierzy maszyna leciała wtedy na wysokości 20 m. Co więcej, według trajektorii lotu zrekonstruowanej na podstawie danych z wizualizacji, minimalna wysokość, na jakiej znalazł się samolot, wynosiła 18 m nad ziemią.
Komisja sporządziła kilka wersji wizualizacji. Przedstawiają one inny, choć zawsze pasujący do tez rosyjskiego MAK, przebieg ostatnich sekund lotu tupolewa. Dwie z nich - mimo że sprzeczne ze sobą - wciąż znajdują się na rządowej stronie komisji jako... jej oficjalne dokumenty.
Ale jedna z wizualizacji ma rangę dokumentu państwowego. Chodzi o tę, która jest umieszczona z numerem 4.11 jako załącznik do raportu. I to właśnie powoduje, że komisja i jej szef Jerzy Miller, obecnie wojewoda małopolski, mogą mieć poważne kłopoty.
Raport komisji Millera i jego załączniki są dowodem w smoleńskim śledztwie prokuratury wojskowej. Zapytaliśmy, czy prokuratura badała kiedykolwiek prawdziwość danych, na których opierała się wizualizacja przedstawiona w raporcie.
- Całość zebranego dotychczas materiału dowodowego, w tym również wskazany raport, została przekazana biegłym powołanym przez Wojskową Prokuraturę Okręgową w Warszawie w celu opracowania kompleksowej opinii na temat okoliczności, przyczyn i przebiegu katastrofy. Opinia do tej pory nie została jeszcze wydana - odpowiedział rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Zbigniew Rzepa.
Niech ten grubas oddaje ze swojego spasionego POrtfela.
To bezczelnosc !
"same arystokraty" w tej Paradzie Oszustów,jak nie z budy ,to z innych czworaków.
to w końcu mają zapłacić czy nie?