Wtorkowy wieczór, kiedy ponad 50 tysięcy kibiców na trybunach, a cztery miliony przed telewizorami patrzyło, jak deszcz zalewa murawę Stadionu Narodowego, był w kancelarii premiera bardzo nerwowy.
Donald Tusk wezwał na pilną rozmowę minister sportu Joannę Muchę i szefa Narodowego Centrum Sportu. Wskazywali na odpowiedzialność PZPN i delegata FIFA, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji na temat obiektu już po wynajęciu go przez organizatorów imprezy, a więc przez PZPN - tłumaczył. To jednak stanowisko oficjalnie. Nieoficjalnie - było gorąco. - Mucha dostała ochrzan - mówi jeden z rozmówców dziennika "Polska The Times".
Inny wieszczy rozliczenia w Ministerstwie Sportu, które mają być konsekwencją kontroli zarządzonej przez tuż po meczu Polska-Anglia.
Posłowie klubu PO pod nieobecność premiera, który był w Bukareszcie, na własną rękę próbowali ratować sytuację, zrzucając winę za niezamknięcie dachu na PZPN. Ale niesmak pozostał.
Boże, ile jeszcze plag na nas ześlesz? - pytał w rozmowie z "Polską The Times" poseł Waldy Dzikowski. Ironizował, że nie przypuszczał, iż z powodu problemów ze Stadionem Narodowym będzie musiał odpowiadać na pytania dotyczące rozpadu Platformy.