Platforma wyraźnie prowadzi - gdyby wybory odbyły się dziś, to mogłaby liczyć na 36 proc. wyborców - wynika z sondażu Estymatora dla "Newsweeka". Na PiS zagłosowałoby 33 proc. wyborców, a na SLD 12 proc. Na krawędzi progu wyborczego są PSL i Polska Razem, które mogą dostać 5 proc. głosów.
Co ciekawe, zmieniła się też struktura elektoratu. Konflikt na Ukrainie spowodował odpływ części elektoratu z PiS do PO. Są to głównie osoby starsze, które obawiają się zapewne, że PiS przy władzy oznacza twardszy kurs wobec Rosji a więc także większe niebezpieczeństwo rozszerzenia się konfliktu na Polskę. Elektorat PiS jest więc teraz nieco mniej liczny ale za to wyraźnie odmłodzony - mówi "Newsweekowi" dr Jacek Chołoniewski z Estymatora.
Z kolei zdaniem prof. Wawrzyńca Konarskiego z UJ, zmiana w sondażach to efekt kryzysu na Ukrainie i mocnego stanowiska Donalda Tuska. To jednak może być tylko chwilowy wzrost i wkróce ludzie odwrócą się od premiera. Taka retoryka, jeśli stosować ją zbyt długo, może mieć jednak skutek odwrotny do zamierzonego, blisko tu bowiem do megalomanii. Tę zaś szybciej dostrzegą potencjalni wyborcy aniżeli sami politycy - tłumaczy. Dodaje też, że dobry wynik PO i SLD, a słaby PSL jasno wskazuje na przyszłą koalicję rządową. Nie wyklucza jednak, że w razie gdyby to PiS wygrał wybory, to ludowcy i partia Gowina mogłyby dołączyć do ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego, by wspólnie stworzyć rząd.