Prawdopodobnie chodzi o sytuację sprzed ponad trzech lat, z października 2012 roku, bo tygodnik "wSieci" tego nie precyzuje. Publikuje jednak ciekawą wypowiedź podsumowującą wizytę admirała w Polsce. Dziennikarze przytaczają słowa osoby z kręgu jednostek komandosów, która opowiedziała o spotkaniu admirała McRavena z ministrem Siemoniakiem.

Reklama

McRaven, który jest dżentelmenem i legendą sił specjalnych, w kilku zdaniach, w których przecinek stanowił zwrot "what the fuck", zrugał polskiego ministra - opowiadał informator tygodnika. - Stwierdził, że nie po to Amerykanie inwestują miliony dolarów w wyszkolenie naszych "specjalsów", żeby jeden idiota swoimi "reformami" to niszczył.

flickr

O co chodzi? Jak piszą autorzy "wSieci", o zaprojektowane przez generała Stanisława Kozieja, byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, zmiany w systemie dowodzenia armią. W efekcie reformy dowództwa sił zbrojnych (lądowych, powietrznych, specjalnych, marynarki) zastąpiono Dowództwem Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych. Jego kompetencje pokrywały się z Dowództwem Operacyjnym RSZ, które miało planować ćwiczenia i dowodzić jednostkami w czasach kryzysów oraz na misjach zagranicznych - pisze tygodnik.

Tomasz Siemoniak jednak stanowczo zaprzecza, jakoby opisana przez tygodnik reakcja admirała McRavena miała miejsce. - Kompletna bzdura. Z admirałem spotykałem się oficjalnie, w dużym gronie. Nigdy by tak nie powiedział - skomentował były minister obrony narodowej.

Efektem tego "incydentu" na spotkaniu z ministrem Siemoniakiem miała być zarządzona przez szefa MON praca nad reformą struktury dowodzenia. Jednak ten system i tak ma ulec zmianie - podkreśla "wSieci", przybliżając również i inne pomysły nowego ministra obrony narodowej. Antoni Macierewicz już zapowiedział, że Polska wycofa się z kontraktu na zakup francuskich śmigłowców Caracal, a niewykluczone, że również z zakupu amerykańskich rakiet Patriot. Czego jeszcze należy się spodziewać? Powołania systemu obrony terytorialnej, zwiększenia liczebności armii do 130-140 tysięcy żołnierzy (z około 100 tysięcy obecnie, wśród których sporą liczbę stanowią urzędnicy) oraz wydłużenia kontraktów szeregowców ponad maksymalne obowiązujące dziś 12 lat.

PAP / Radek Pietruszka

Musimy mieć na przykład własną fabrykę produkującą amunicję. I to na najwyższym poziomie - dodaje pragnący zachować anonimowość wysoki rangą urzędnik z resortu obrony. To między innymi odpowiedź na wypadek na poligonie w Świętoszowie, gdzie od wadliwej amunicji zapalił się czołg Leopard i życie stracił jeden z żołnierzy. Raport MON wykazał wówczas jednoznacznie, że przyczyną wypadku była amunicja. Zakupy u jej producenta zawieszono.

MON pod rządami Macierewicza będzie planował również odchodzić od procedury przetargowej na rzecz zakupów celowych, które byłyby wskazywane w drodze konsultacji z wojskowymi - czytamy w tygodniku. Ponoć zagraniczne koncerny zbrojeniowe już przewidują, że polski resort obrony zamknie się na obcy sprzęt, by faworyzować rodzime produkty. Tak faktycznie będzie, ale nie za wszelką cenę, a na pewno nie za cenę bezpieczeństwa żołnierzy - podkreśla "wSieci".