Według ustaleń dziennika "Rzeczpospolita" oraz portalu Onet pieniądze ze zbiórek publicznych na KOD trafiały do firmy lidera Komitetu Mateusza Kijowskiego i jego żony Magdaleny Kijowskiej. Łącznie - jak ustalili dziennikarze - chodzi o faktury na kwotę 91 tys. 143,5 zł.

Reklama

Szumełda podkreślił w wywiadzie dla onet.pl, że relacje w KOD, zanim zostały ujawnione faktury MKM Studio, nazwałby "twardym wewnętrznym sporem".

Dopiero ta afera wznieciła opór i pokazała prawdziwą osobowość Mateusza Kijowskiego. Absolutnego solisty, który wszystkie strategiczne decyzje - dziś wiemy, że także finansowe - podejmował jednoosobowo - zaznaczył. Pytany, dlaczego nie padł pomysł, by przynajmniej szef KOD otrzymywał normalną pensję, powiedział, że "wszystko było w rękach Mateusza Kijowskiego".

Mógł powiedzieć publicznie coś oczywistego: słuchajcie, mam dom, rodzinę, a nie mam pieniędzy. Wszyscy by to zrozumieli - dodał wiceszef Komitetu.

Przyznał, że w lipcu 2016 roku po raz pierwszy na spotkaniu zarządu KOD padła propozycja, by jego członkom przyznać wynagrodzenia. - Z możliwości finansowych stowarzyszenia wynikało, że może to być kwota około 2,5 tysiąca złotych na rękę dla każdego członka zarządu. Dyskutowaliśmy o tym także dwa tygodnie później, potem jeszcze raz i jeszcze raz. Stanęło na niczym. Mateusz nie był zainteresowany rozmową na ten temat - podkreślił. Dopytywany czemu nie chciał pensji z KOD, czy mógł być to sposób na ominięcie komornika, Szumełda podkreślił, że niezręcznie mu to komentować.

Szumełda zapewnił, że członkowie zarządu KOD nie wiedzieli nic o fakturach MKM Studio. Przyznał, że gdy Kijowski wyjeżdżał do USA w sprawach związanych z Komitetem, poprosił o wsparcie. - Ustaliliśmy jednorazowy fundusz reprezentacyjny. To było około 10 tysięcy złotych - dodał. Podkreślił, że on sam o tej jednorazowej zapomodze dowiedział się w maju. - Ale przyjąłem ją z pełnym zrozumieniem. Ta sprawa nie budziła żadnych wątpliwości. Dopiero później dowiedzieliśmy się, że Mateusz tę jednorazową sytuację przeobraził w automatyzm - zaznaczył. - W comiesięczne faktury wystawiane od marca do sierpnia przez MKM Studio Komitetowi Społecznemu KOD. Zawsze po 15 tys. 190,5 złotych. Tak jak ujawniliście to w swoim artykule - mówił Szumełda.

Reklama

Dodał też, że pierwsze pogłoski zaczęły krążyć na ten temat w sierpniu wewnątrz samego KOD. Jak powiedział, "od września zaczęliśmy uważniej przyglądać się tej sprawie".

Wiceszef KOD wyjaśnił, że faktury były zawierane między MKM Studio a Komitetem Społecznym KOD, a nie stowarzyszeniem. - Komitet Społeczny prowadził zbiórkę, ale my nie mieliśmy żadnego dostępu do ich dokumentów. Formalnie Komitet Społeczny był w pełni niezależnym podmiotem od stowarzyszenia. Zbiórka zakończyła się 30 września, więc mieliśmy pewność, że żadne faktury nie są już wystawiane. Komitet musi przedstawić rozliczenie, bo przestał istnieć - mówił.

Sprawa stała się dla nas jasna, gdy podczas spotkania zarządu 6 grudnia 2016 r. okazało się, że MKM Studio wystawiło fakturę już samemu stowarzyszeniu z datą listopadową. Uznaliśmy ten pomysł za nie do przyjęcia i zablokowaliśmy transakcję. Od tego czasu Mateusz przestał się do nas odzywać i zwoływać zarządy. Obraził się - zaznaczył Szumełda. Przyznał, że nie dysponuje tymi fakturami oraz, że poproszono o wgląd do segregatora z wydatkami Komitetu Społecznego, zwracając się o to do Piotra Chabory, który był w tym Komitecie. - (Chabor) Powiedział, że gdy tylko będzie taka możliwość, to udostępni dokumenty. Ale to nie była żadna zagrywka z jego strony, on akurat także nie miał dostępu do tych dokumentów. Sprawami księgowymi zajmowali się wolontariusze, a segregator wylądował u jednego z nich.

PAP / Radek Pietruszka

Na uwagę, że Piotr Chabora to skarbnik KOD, a równocześnie jeden z twórców Komitetu Społecznego, oraz że to on wykonywał przelewy do MKM Studio, Szumełda podkreślił, że to bardzo uczciwy i ideowy człowiek. - Chabora podpisywał dokumenty, które szły ode mnie, od Jarka, czy od Mateusza i innych członków zarządu czy koordynatorów regionalnych. Robił swoją robotę, działając w dobrej wierze. Te faktury nie obciążają jego, lecz Mateusza - dodał.

Ciągle padają zarzuty, że zrobił to ktoś z zarządu. A my nie mieliśmy nic wspólnego z Komitetem Społecznym i nie mieliśmy tych faktur - oświadczył.

Mieliśmy inny plan. Postarać się zebrać wszystkie dokumenty Komitetu Społecznego i udostępnić je wszystkim członkom KOD. Piotr Chabora przychylił się do tej decyzji. Byliśmy wściekli na Mateusza, ale takie rozwiązanie wydawało się najbardziej uczciwe. Chcieliśmy jasno pokazać wszystkie nasze dokumenty i zmierzyć się z konsekwencjami - dodał.

Nie lubię teorii spiskowych, ale tutaj nasuwa mi się jedna. Od 6 grudnia Mateusz i jego otoczenie wiedzieli, że mamy już świadomość o istnieniu tych faktur. 5 marca są wybory krajowe w KOD. Czy to na pewno jest nieprawdopodobne, że ktoś z otoczenia Mateusza rozesłał te faktury, żeby odpalić to już teraz? Tak, żeby nikt nie zrobił tego tuż przed wyborami? Ktoś mógł liczyć na to, że sprawa przycichnie w ciągu tych dwóch miesięcy - podkreślił.

Na pytanie, czy ma pewność, że działania Mateusza Kijowskiego choć były nieetyczne, to były w pełni uczciwe Szumełda mówi: - Powiem wprost: w moim przekonaniu Mateusz w rzeczywistości nie wykonywał tych usług, o których mowa jest w fakturach. Mówię to z pełną odpowiedzialnością.

Dopytywany, czy sugeruje działanie niezgodne z prawem, odpowiedział: - Mówię o swoim przekonaniu. Wszystkie prace informatyczne wykonywali wolontariusze.

Na pytanie, czy chce w przyszłości współpracować z Mateuszem Kijowskim podkreślił, że chce "rzetelnego audytu, który rozjaśni wszelkie wątpliwości".

Chcę twardych dokumentów. Jeśli okaże się, że Mateusz działał nieetycznie i nieuczciwie, to nie mam zamiaru działać z nim w jednym zespole. Jeśli będzie przeciwnie i zdoła się oczyścić, publicznie go przeproszę - podkreślił Szumełda.

PAP / Leszek Szymaski