Małgorzata Kidawa-Błońska pytana we wtorek w programie "Graffiti" Polsat News, czy jest zaskoczona planami PiS odwołania jej oraz wicemarszałek Barbary Dolniak (Nowoczesna) z pełnionych przez nie funkcji za ich udział w grudniowych protestach w Sejmie, powiedziała, że to jej nie zaskoczyło. Prawo i Sprawiedliwość chce mnie i panią wicemarszałek Dolniak odwołać - odwołać. Ale naprawdę nie pozwolę sobie na to, żeby mnie dyscyplinowano - podkreśliła. Śmieszy mnie to, że mówią, że chcą nas odwołać, bo wczoraj wicemarszałek Terlecki mówił, że chcą nas zdyscyplinować, więc poczułam się jak mała dziewczynka w szkole, że ktoś chce ją dyscyplinować - dodała.
Ja wszystkie działania, to co robiłam przez cały czas protestu, to co działo się 16 grudnia, uważam, że robiłam zgodnie z regulaminem Sejmu, zgodnie z prawem - powiedziała. Zdaniem Kidawy-Błońskiej jedyną osobą, która naprawdę nie poradziła sobie z odpowiedzialnością za prowadzenie obrad Sejmu tego dnia był marszałek Kuchciński. Kidawa-Błońska powiedziała, że jeżeli partia rządząca ma większość, to może zrobić wszystko, tylko ta większość powinna być wykorzystywana do działań tworzących działania wspólne, do tego, żeby Sejm dobrze był zarządzany.
Dopytywana czy nie będzie jej żal opuszczać obecne stanowisko odpowiedziała, że lubi to, co robi, ale nie będzie się biła z silnym przeciwnikiem, który nie respektuje reguł.