To była polityczna bomba ostatnich dni – pierwszy sprzeciw Andrzeja Dudy wobec ustawy uchwalonej przez zdominowany przez PiS parlament. Gdy minęło pierwsze zaskoczenie, pojawiły się głosy powątpiewania, czy prezydentowi rzeczywiście chodziło wyłącznie o dobro samorządu. Przeciwnicy głowy państwa twierdzą, że zawetowanie ustawy o regionalnych izbach obrachunkowych jest tylko kolejnym krokiem ku politycznej emancypacji prezydenta, w dodatku okupionym niewielkim kosztem, a nie troską o szeroko pojętą praworządność. Bo kto będzie przejmował się ustawą o regionalnych izbach obrachunkowych, skoro PiS zmienił już ustawę o KRS, a teraz przymierza się do gruntownej przebudowy Sądu Najwyższego?
Samorządowcy są ostrożni z okazywaniem entuzjazmu, choć prosili prezydenta „tylko” o skierowanie ustawy o RIO do TK. – Chciałbym się mylić, ale w aż taką metamorfozę prezydenta nie wierzę. Poczekajmy na kolejne decyzje głowy państwa – mówi Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli i członek zarządu Związku Miast Polskich. Jego zdaniem weto można odczytywać na dwa sposoby. – Albo prezydent staje się przyzwoity – i daj Boże, żeby tak było. Albo ta ustawa została rzucona na pożarcie, bo Kaczyński szykuje nam coś jeszcze gorszego – uważa Tyszkiewicz.
Tym gorszym – w opinii samorządowców – może być nieujawniony jeszcze przez partię rządzącą projekt nowej ordynacji wyborczej. Faktem jest, że jak dotąd PiS trzyma wszystkich w szachu – zarówno opozycję sejmową, jak i samorządowców. – Nikt nie wie, według jakich reguł odbędą się przyszłoroczne wybory lokalne. A to utrudnia opracowanie strategii i wyłanianie kandydatów. Chyba szykuje się kolejna bomba ze strony PiS – przekonuje jeden z posłów opozycji.
Reklama
Obalenie prezydenckiego weta przez Sejm jest mało realne – bo wymagana jest do tego większość 3/5 przy co najmniej połowie składu izby. Stąd przeświadczenie części samorządowców, że ustawa o RIO została po prostu spisana na straty, zgodnie z zasadą „jeden krok w tył, dwa kroki w przód”.
Ale jednocześnie teza o rzuceniu ustawy o RIO na pożarcie jest ciężka do obronienia.
Zacznijmy od tego, czym są regionalne izby obrachunkowe. To instytucje, które – jeśli chodzi o stosunek podległości – są zawieszone między rządem a samorządami. To armia 1,2 tys. inspektorów i pracowników administracyjnych, którzy na co dzień kontrolują samorządowe budżety, oceniają prognozy finansowe tych jednostek na kolejne lata czy mobilizują wójtów do opracowania programów naprawczych (oraz ich realizowania) w przypadku, gdy gminy popadną w tarapaty finansowe.
Nowa ustawa o RIO umożliwiałaby, zdaniem krytyków, proste utrącanie wójtów, burmistrzów oraz prezydentów miast, a nawet rozwiązywanie rad czy sejmików województw. Bo RIO miałyby badać kredyty zaciągane przez lokalne władze (np. pod nowe inwestycje) już nie tylko pod kątem legalności, ale też – to nowość – gospodarności. Przy czym nikt nie sprecyzował, jak tę gospodarność rozumieć. W ten sposób dałoby się podważyć każdy wydatek. A to mogłoby skutkować postępującą eliminacją niewygodnych dla PiS samorządowców. Taki sam skutek niosłaby ze sobą negatywna opinia RIO w sprawie programu postępowania naprawczego. W skrócie mówiąc – opracować go musi gmina mająca np. problem ze spłatą długów. Obecnie jest tak, że jeśli RIO nie spodoba się program przedłożony przez wójta, to urzędnicy izby opracują go za niego (w takich przypadkach budżet ustala regionalna izba). PiS proponował wyjście radykalne – natychmiastowe usuwanie władz nieudolnej gminy, powiatu czy województwa.
Istnieje wątpliwość, czy proponowany tryb odwołania albo zawieszenia organu jednostki samorządowej, w połączeniu z rozszerzeniem o kryterium gospodarności przedmiotowego zakresu kontroli spraw finansowych samorządu, nie stanowi nadmiernej ingerencji w samodzielność jednostek samorządu terytorialnego – wynika z komunikatu Kancelarii Prezydenta.