Konserwatywnemu skrzydłu w Prawie i Sprawiedliwości od początku bardzo się nie podobało, że po zmianie przepisów o likwidacji konkursów na stanowiska dyrektorskie (23 stycznia 2016 r.) zwolniono tylko nieco ponad 200 szefów z ok. 1,6 tys. wszystkich.
– Dziwię się niektórym ministrom, że nic nie robią z ludźmi z rządu PO-PSL, którzy wciąż zajmują kierownicze stanowiska. Wystarczy spojrzeć na resort rolnictwa. Tam wciąż na stanowiskach dyrektorskich są ludzie Sawickiego – mówi jeden z posłów PiS.
– Nowi ministrowie ulegają mamieniu przez dyrektorów, którzy pracowali za czasów koalicji PO-PSL. Oni za plecami życzą nam jak najgorzej, ale robią wszystko, aby się utrzymać na stołkach. Przecież po to zmienialiśmy przepisy, aby z dnia na dzień móc zwolnić tych, którzy nie dają rękojmi, że nasz program będzie prawidłowo wdrażany. Tak uważa wiele moich kolegów i koleżanek – deklaruje prof. Józefa Hrynkiewicz, posłanka PiS, była dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej im. Lecha Kaczyńskiego.
Jedynym z nielicznych szefów, którzy zrobili pogłębione porządki w administracji, był, były już szef MON, Antoni Macierewicz. Wymienił prawie wszystkich dyrektorów i zastępców. Część polityków PiS chciałaby, aby wszędzie takie zmiany zostały dokonane. Zapowiadają krucjatę.
– Jestem już po telefonicznej rozmowie z Michałem Dworczykiem, szefem KPRM, i w najbliższych dniach mam się z nim spotkać, aby mu naświetlić sytuację, jaka wciąż panuje w kancelarii premiera. Tam przecież na szefa służby cywilnej został powołany urzędnik, który wcześniej pisał dla Donalda Tuska niekorzystne dla nas opinie prawne dotyczące Smoleńska – przekonuje prof. Józefa Hrynkiewicz.
Czym Dobrosław Dowiat-Urbański, który na to stanowisko, za namową Beaty Kempy, został namaszczony przez ówczesną premier Beatę Szydło, zasłużył sobie na taką ocenę?
Obecny szef służby cywilnej za rządów koalicji PO-PSL był zastępcą dyrektora departamentu prawnego KPRM. – Pracując od 1999 r. w administracji rządowej, zarówno za rządów PO-PSL, jak i za wszystkich innych rządów, sporządzałem mnóstwo opinii na tematy, które zlecili mi przełożeni. Szczególnie dużo pisałem ich – albo nadzorowałem ich tworzenie – będąc zastępcą dyrektora departamentu prawnego w KPRM – mówi nam Dobrosław Dowiat-Urbański. – Jedyną związaną z katastrofą smoleńską, którą udało mi się odnaleźć w moim komputerze, jest notatka z 2012 r. – zapewnia. Dotyczyła możliwości wznowienia prac Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego.
– Ten pan najzwyczajniej mija się z prawdą. Sporządzał wiele opinii wraz ze swoją szefową, która z kancelarii premiera uciekła do Orlenu – oburza się Józefa Hrynkiewicz. Chodzi o Angelinę Sarotę, przewodniczącą rady nadzorczej Orlenu. Nie utraciła posady po przejęciu spółki przez Wojciecha Jasińskiego. Sarota była dyrektorem departamentu prawnego KPRM i, jak zapewniają posłowie PiS, cieszyła się zaufaniem Donalda Tuska.
Z naszych rozmów wynika, że ministrowie i szefowie innych rządowych instytucji nie chcą pozbywać się specjalistów.
– Najczęściej są to fachowcy, którzy znają urząd i mają tzw. pamięć instytucjonalną, czego nie będzie miała żadna osoba z zewnątrz – tłumaczy nam jeden z wiceministrów w obecnym rządzie. Nie mają ich też kim zastąpić. Niskie zarobki w porównaniu z prywatnym sektorem i brak stabilizacji skutecznie zniechęcają. Specjaliści z rynku nie chcą przychodzić na posady wicedyrektora za ok. 8 tys. zł brutto, a dyrektora za maksymalnie 14 tys. zł.