Proces, który toczy się przed krakowskim sądem rejonowym, dotyczy siedmiu osób obwinionych o blokadę Wawelu podczas przejazdu polityków PiS 18 grudnia 2016 r., w miesięcznicę pogrzebu pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich. Kilka samochodów wjechało wtedy na Wawel niedostępną dla ruchu kołowego drogą przez Bramę Herbową. Manifestanci protestowali "przeciwko upolitycznieniu Wawelu".
Wśród wizytujących wówczas na Wawelu był m.in. wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki, który podczas czwartkowej rozprawy, jako ostatni świadek złożył w sprawie zeznania.
Jak ocenił obrońca jednego z obwinionych, adw. Tomasz Banaś, zeznania Terleckiego "świadczą w pewnym zakresie o beztroskim podchodzeniu do przepisów". Każdy Krakus wie, że tam jest zakaz ruchu, że tam samochody wjeżdżać nie mogą. I o ile na wjazd drogą do Bramy Bernardyńskiej może wyrazić zgodę nie proboszcz, jak pan marszałek stwierdził, tylko dyrektor Zamku (wawelskiego - PAP), o tyle na drugiej drodze (do Bramy Herbowej - PAP) jest bezwzględny zakaz ruchu - wyjaśnił.
Odniósł się także do słów wicemarszałka, który przyznał, że miał wówczas przy sobie przepustkę, upoważniającą go do wjazdu na teren Sejmu. Tłumaczenie się przepustkami sejmowymi, zgodą proboszcza i innych wysokich instancji, niekoniecznie wskazuje na właściwe podejście świadka do zasad ruchu drogowego - zaznaczył obrońca.
Podkreślił, że ocena zeznań należy jednak do sądu. W mojej ocenie nie przyniosły one wiele z punktu widzenia samej sprawy, ale pokazują pewnego rodzaju nastawienie świadka do sądu, do nas, czyli generalnie podejście władzy do tej sprawy - wskazał.
Mowy końcowe w sprawie zaplanowano na 8 października.