To wcale nie żart. Śledczy będą sprawdzać, jakie podarki urzędnicy wpisywali do kalendarza. Wszystko przez fakt, że prezydent Warszawy zmieniła kodeks etyki warszawskiego ratusza.

Reklama

Gdy stolicą rządził Lech Kaczyński, do rejestru korzyści trzeba było wpisywać każdy prezent - nawet najtańszy długopis, każdy batonik i kwiatek. Gronkiewicz-Waltz stwierdziła, że trzeba zapisywać tylko przedmioty warte więcej niż 100 złotych. Poza tym spisem znalazły się kwiaty i produkty spożywcze o krótkim terminie przydatności.

"Wpisując obowiązek wykazywania prezentów powyżej 100 złotych, chciałam uczulić urzędników na tego typu sytuacje, a nie namawiać ich do korupcji. Po co urzędnicy mają wpisywać do rejestru długopisy-reklamówki za złotówkę albo kalendarzyki" - tłumaczy "Gazecie Wyborczej" prezydent Warszawy.

O co prokuratura może podejrzewać Hannę Gronkiewicz-Waltz? "Ułatwienie przyjmowania korzyści majątkowych w związku z pełnieniem funkcji publicznych w urzędzie miasta st. Warszawy" - tak poważnie brzmi tytuł akt. Prokuraturę jeszcze w czerwcu zaalarmował mieszkaniec Warszawy. Śledczy jednak dopiero teraz zaczęli prześwietlać ratusz.

"Ta sprawa nie ma nic wspólnego z polityką, bo u mnie nie ma polityki" - twierdzi szef żoliborskiej prokuratury Paweł Nowak.