To, co było widać, również przypominało, że już niedługo wydarzy się w tym miejscu coś nadzwyczajnego. Dziennikarze prowadzący debatę byli już na miejscu i po raz kolejny analizowali swoje pytania.

Kilkudziesięcioosobowa ekipa telewizyjna poprawiała kamery, światła, elementy scenografii.

Reklama

Ważny był każdy szczegół. "Przestawcie ten fotel, jeszcze spadnie z podestu i dopiero będzie sie działo" - na takie rzeczy zwracał uwagę sam prezes TVP Andrzej Urbański, który osobiście nadzorował przygotowania. O 18.10 rozpoczyna się kolejna próba, wszystko po to, by za niespełna dwie godziny wszystko było tak, jak trzeba. Takich prób w ciągu tygodnia było kilka.

"Proszę bardzo, zaczynamy" - Andrzej Urbański rozpoczyna ostatnią już próbę. Kilkakrotnie powtarza swoją kwestię, czyli przywitanie obu gości.

Teraz kolej na dziennikarzy. "Pani redaktor, trochę za głęboko siedzi pani w tym fotelu" - mówi do Joanny Wrześniewskiej-Zygier ze związanej z Polsatem TV Biznes. Po godzinie wszyscy już wiedzą, jak chodzić, siadać i gdzie patrzeć w odpowiednim momencie.

Reklama

Około 19.20 pojawiają się oficerowie Biura Ochrony Rządu, wprowadzają psa i sprawdzają, czy pomieszczenie jest bezpieczne. Przed studiem zgromadziła się już 150-osobowa publiczność, goście zaproszeni przez sztaby wyborcze PiS i LiD. Każda osoba przed wejściem jest dokładnie sprawdzana przez BOR. Teraz mogą wejść - goście prezydenta Kwaśniewskiego na lewo, widownia premiera - na prawo. Koordynator kieruje wszystkich na swoje miejsca. Publiczność może jedynie okazywać aplauz, nie wolno jej wyrażać dezaprobaty dla żadnego z dyskutantów.

W studio przy Woronicza wiele osób napracowało się, aby technicznie debata odbyła się bez zakłóceń. Największa pracę wykonał jednak ktoś inny, choć z całą pewnością za wszelką cenę starał się, aby wszyscy myśleli inaczej. To szefowie sztabu obu dyskutantów. Współpracownik Aleksandra Kwaśniewskiego Waldemar Dubaniowski i Tomasz Dudziński ze strony szefa rządu do końca omawiali szczegóły debaty.

Reklama

Pod uwagę brane było wszystko, nie tylko przygotowanie merytoryczne, ale też wizerunek: gesty, mimika twarzy, ubiór. Wraz ze sztabowcami nad wizerunkiem premiera i prezydenta czuwali eksperci, którzy doradzali im, jak się ubrać, jak mówić i nawet w jaki sposób patrzeć.

Dubaniowski zażądał, by o kończącym się czasie wypowiedzi przypominał dźwięk gongu. "Jak dziennikarz miałby przerywać premierowi?" - argumentował współpracownik byłego prezydenta. Jego żądanie zostało przyjęte.

"Sprawdzałem, skąd będzie wychodził prezydent, a skąd premier. Patrzyłem, czy w studiu jest zegar" - opowiada Dubaniowski. Tomasz Dudziński zapowiadał z kolei, że premier pojawi się na debacie ubrany w "klasyczne kolory, żadnych ekstrawagancji".

Wcześniej były prezydent relaksował się przed debatą, spacerując po Łazienkach w towarzystwie szefa SLD Wojciecha Olejniczaka. Spacerowali około godziny. "Rozmawiali głównie o debacie, ale też o innych rzeczach, np. o wyborach na Ukrainie" - opowiada Piotr Mościcki, rzecznik SLD.

Z kolei premier Jarosław Kaczyński spędził pracowity dzień. Jak mówił nam rzecznik rządu Jan Dziedziczak, debata nie wpłynęła na zaplanowany wcześniej plan dnia. Kaczyński m.in. wręczył nominacje prokuratorom z Biura ds. Przestępczości Zorganizowanej Prokuratury Krajowej.

Wszystkie przygotowania, strategie i plany zostały zakończone dokładnie o 19.46, gdy do studia telewizyjnego wszedł Aleksander Kwaśniewski. Pięć minut później przyjechał Jarosław Kaczyński. Były prezydent, chcąc od początku pokazać, kto tu rządzi, podszedł do niego, podał mu rękę i zaprosił na fotel. Jarosław Kaczyński poirytowany przypadkowo upuścił mikrofon, na co śmiechem zareagowała widownia rywala. Resztę widzieli już wszyscy. Bo zaraz potem, punkt 20, rozpoczął się show.