Środowisko polityczne, z którym był Pan przez lata związany nawołuje Pana do rezygnacji. Wsłucha się Pan w te głosy?
Dziś część kolegów, którzy jeszcze niedawno doceniali moje poświęcenie i sukcesy krytykuje mnie i obraża. Robią to na podstawie zmanipulowanych doniesień nie mających nic wspólnego z faktami. Mówię o tym ze smutkiem, bo przekreślenie kilkudziesięciu lat pracy tylko dlatego, że niektórzy liderzy polityczni zdali sobie sprawę, że będę naprawdę niezależnym prezesem NIK jest dla mnie czymś niepojętym. Kilkadziesiąt lat mojego życia poświęciłem służbie urzędniczej w Polsce, pracując bez wahania dla mojego kraju. Poniosłem też konsekwencje postawy z czasów PRL, ale uważałem, że jeśli Polska ma być niepodległa to musi mieć odważnych i gotowych na poświęcenia obywateli. Zresztą po moich pierwszych dniach pracy w NIK-u zdałem sobie sprawę, dlaczego dla niektórych środowisk muszę być jak najszybciej uznany za banitę. Moja rezygnacja, o której wielokrotnie mówiłem, miała mieć wymiar honorowy. Ale w sytuacji gdybym miał pewność i przekonanie, że działania wobec mnie są uczciwe i merytoryczne, a nie dlatego, że stałem się śmiertelnie niebezpieczny dla tych, do których udają się kontrole NIK.
Czyli o dymisji nie ma mowy?
Nie złożę rezygnacji. Nie przestraszą mnie przeszukania. Będę niezależnym kontrolerem działalności organów administracji rządowej, Narodowego Banku Polskiego, państwowych osób prawnych i innych państwowych jednostek organizacyjnych, w tym również TVP zasilonej ostatnio kwotą 2 mld w okolicznościach jakie wszyscy znamy. Przede wszystkim będę dbał o moich pracowników, o podnoszenie ich kwalifikacji oraz przeprowadzanie rewaloryzacji ich zamrożonych od wielu lat wynagrodzeń. Wspólnymi siłami zwiększymy bezpieczeństwo kraju. Będę surowym, ale sprawiedliwym recenzentem każdego rządu i każdego wydatku. Nie pozwolę na szastanie pieniędzmi podatników, bo sam wiem, ile trzeba się napracować, żeby po opłaceniu podatków, składek zusowskich został realny zysk. I mam tutaj na myśli przede wszystkim tysiące drobnych przedsiębiorców i ich pracowników, którzy są solą polskiej ziemi, a nie tylko miliarderów, których fortuny budziły mojej wątpliwości. Ale wracając do Pana pytania: jeśli zaistnieją przesłanki określone w Konstytucji to się do nich zastosuję. Oczekuję tylko, że organy naszego państwa będą przestrzegały Konstytucji i obowiązujących norm prawnych, bo tylko takie działanie jest gwarantem niepodległości Polski.
Czy nieprawidłowości jakie ma Pan w oświadczeniach nie są dyskwalifikujące dla wysokiego urzędnika państwowego?
Drobne nieprawidłowości czy nieścisłości w oświadczeniach majątkowych mogą się zdarzyć każdemu. Jednak z całą pewnością nie dyskwalifikują nikogo w pełnieniu funkcji publicznej. Nie powinny się one pojawić, ale gdy człowiek mieszka w dwóch, a właściwie w trzech miejscach, bo w Krakowie, w Warszawie i w pociągu, to nie ma pod ręką wszystkich dokumentów. Do tego dochodzi nielimitowany czas pracy, po kilkanaście godzin na dobę. Oświadczenia cyklicznie wypełniane i składane przeze mnie traktowałem jako już tak wiele razy sprawdzane. Jeśli czegoś nie dopatrzyłem, to będzie to wynikało z poprzednich dokumentów, przecież już zweryfikowanych przez ABW i CBA.
Czy wcześniej Pana oświadczenia były weryfikowane? Czy znaleziono w nich jakieś nieprawidłowości?
Oświadczenia majątkowe składam od 1992 r. I wszystkie, również te składane w sytuacji obejmowania przeze mnie stanowisk w administracji państwowej, były wielokrotnie dogłębnie analizowane. Do chwili objęcia przeze mnie funkcji prezesa NIK nigdy wcześniej żadna ze służb nie informowała mnie o jakichkolwiek wątpliwościach związanych z moimi oświadczeniami, co dawało mi poczucie tego, że w moich oświadczeniach nie ma błędów. Jestem przekonany, że szefowie służb antykorupcyjnych i koordynatorzy służb specjalnych to najlepsi profesjonaliści, których uwadze nie umknie żaden błąd. Za swoje błędy biorę odpowiedzialność, ale nie pozwolę na robienie ze mnie przestępcy, deptanie mojego dobrego imienia oraz zastraszanie mojej rodziny pokazem siły przez CBA.
Pana problemy zaczęły się od reportażu "Superwizjera” TVN, w którym pokazany został hotel na godziny działający w Pana kamienicy. W jakich okolicznościach nabył Pan tę nieruchomość?
Wiele lat temu, jeszcze podczas stanu wojennego poznałem w Krakowie żołnierza Kedywu AK, który z biegiem czasu stał się moim przyjacielem, a właściwie przybranym ojcem. To właśnie Henryk Stachowski uczył mnie jak działać w konspiracji, jak przetrwać więzienie i jak wytrwać w nadziei na wolną Polskę. Pomagaliśmy sobie wzajemnie, wspieraliśmy w ważnych chwilach. Dużo rozmawialiśmy o naszych doświadczeniach, o historii i o przyszłości. Pamiętam nasze wspólne ogniska, jego opowieści o państwie podziemnym. Był częstym gościem w naszym domu rodzinnym w Czchowie. Spędzaliśmy razem święta i często weekendy. Pomagaliśmy mu w pracach domowych, w zakupach, czy podczas leczenia. Opiekowałem się Heńkiem do ostatnich dni jego życia, wspierałem w chorobie. Pod koniec życia mój przyjaciel usynowił mnie w swoim testamencie i przekazał w spadku nieruchomość. Zresztą to są od dawna publicznie znane fakty.
Rzeczywisty najemca Pana kamienicy Janusz K. ps. "Paolo” brał udział w porachunkach pomiędzy krakowskimi sutenerami, został prawomocnie skazany. Jakie łączyły Pana z nim i jego pasierbem Dawidem O. relacje?
Zacznijmy od tego, że wobec moich licznych obowiązków zawodowych nie miałem czasu i możliwości zajmowania się sprawami związanymi z tym obiektem i wobec tego prowadzeniem działalności w kamienicy zaczął zajmować się mój syn. Chciał się usamodzielnić, ja potrzebowałem zarządcy. Z racji znajomości ze środowiskiem Klubu Jagiellońskiego mój syn najpierw zorganizował akademik dla nowo powstającej szkoły WSE im. ks. Józefa Tischnera, a następnie pensjonat. Po kilku latach wobec zmiany sytuacji rynkowej oraz coraz większych wymagań prawnych wymagających kolejnych inwestycji i ponoszenia dodatkowych kosztów chciał zakończyć działalność hotelarską.
Mimo, że Pan się nie zajmował kamienicą, nie jest to wystarczające wytłumaczenie; skoro był Pan jej właścicielem.
Jak wcześniej mówiłem, nie miałem czasu ani na zarządzanie kamienicą, ani na szukanie kolejnego zarządcy, a wobec decyzji syna, postanowiliśmy ją wynająć lub najchętniej sprzedać. Podczas poszukiwania oferentów zgłosił się do mnie potencjalny najemca - Dawid O., z którym negocjowałem wysokość czynszu. Twardo obstawałem za czynszem 8200 zł. Po kolejnych negocjacjach doszło do zawarcia umowny dzierżawy z opcją sprzedaży.
Dodam, że w hotelu nocowało wielu polityków, ministrów, a nawet w tej skromnej, krakowskiej kamienicy w głębokiej tajemnicy przez ponad pół roku pracował zespół tworzący nowy bank.
Kto konkretnie nocował, którzy politycy i ministrowie?
Z oczywistych względów nie podam konkretnych nazwisk.
A jaki bank powstawał w kamienicy?
Chodzi o Alior Bank.
Był Pan ważnym urzędnikiem, wiceministrem finansów, a później szefem KAS. Czy żadna służba nie uprzedzała Pana, że osoby, którym wynajmuje kamienicę miały kontakt z półświatkiem przestępczym?
Moje relacje z Dawidem O. i Januszem K. były związane z dzierżawą i sprzedażą kamienicy. Nie znałem tych ludzi wcześniej, nie interesowałem się ich życiem ani prywatnym, ani biznesowym. Nigdy też żadna ze służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo i porządek prawny w Polsce nie informowała mnie o jakichkolwiek zagrożeniach dotyczących tych osób, a chyba moje obowiązki rządowe, czy skala zagrożeń, z którym stykałem się w pracy powinna mi dawać nadzieję na objęcie mnie czymś, co nazywam ochroną kontrwywiadowczą. Nota bene taką ochroną zgodnie z przepisami powinni objęci być wszyscy wysocy rangą urzędnicy państwowi i mam nadzieje, że w tym przypadku tak było, a jeśli tak, to brak sygnałów odczytuję jako brak potencjalnych zagrożeń. Tak naprawdę do dziś poza doniesieniami medialnymi, które wcale nie muszą polegać na prawdzie, nic więcej na temat tych ludzi nie wiem. Służby powinny mnie poinformować, że wchodzę w relacje z potencjalnie nieodpowiednimi ludźmi, może to być prowokacja, oczywiście jeśli to prawda.
Dlaczego zawarto dwie umowy najmu, na dwie różne kwoty? Gdyby Pan był nadal w skarbówce, pewnie uznałby, że jest to próba zaniżenia podatku?
W toku negocjacji dzierżawcy proponowali różne stawki czynszu, ale ja nie ustąpiłem. W konsekwencji parafowaliśmy umowę ze stawką 8200 zł, a pan O. zasygnalizował, że jeszcze omówi to ze swoją rodziną. Bardzo szybko okazało się, że jednak po naradzie z rodzicami doszli do innego wniosku. Dla nich większy sens miało mieć kupienie kamienicy. Musieli jednak zgromadzić gotówkę na zapłatę ceny. Ich propozycja była oparta na założeniu, że skoro i tak kupią kamienicę, to biorą na siebie wszystkie remonty i koszty, akceptują cenę sprzedaży, ale czynsz do chwili sprzedaży będzie wynosił 4000 zł. Przystałem na to, tym bardziej, że moja rodzina potrzebowała gotówki, wobec kosztów związanych ze studiami dzieci. Podpisaliśmy już bez parafowania umowę, w zbliżonej dacie, ale już z innymi parametrami i tylko ta umowa weszła w życie tak jak jest to przewidziane w kodeksie cywilnym. Ponadto tego samego dnia w związku z wejściem w życie umowy dzierżawy podpisałem umowę przedwstępną, która gwarantowała sprzedaż kamienicy za satysfakcjonującą mnie cenę. Podkreślam, że wszystkie te czynności były zgodne z obowiązującym prawem, a ja w sposób transparentny dla właściwych organów regulowałem należności podatkowe.
Dlaczego nie interesował się Pan jakiego rodzaju działalność prowadzona jest w kamienicy?
Wynajmujący nie ma obowiązku kontrolowania jakiego rodzaju działalność jest prowadzona w wynajmowanej nieruchomości. Od lat pracuję w Warszawie i nie miałem możliwości sprawdzania czy działalność prowadzona w kamienicy nie jest sprzeczna z prawem. Dodatkowo nie otrzymywałem sygnałów, by tego rodzaju sytuacje miały miejsce. Nawet znana z czujności policja krakowska nawet raz nie zasygnalizowała mi lub członkowi mojej rodziny, że dzieje się coś nieprawidłowego. Gdyby takie informacje do mnie dotarły zareagowałbym natychmiast.
Poza tym umowa została zawarta, a umów należy dotrzymywać. Żadne organy nie zgłaszały mi nieprawidłowości, nie miałem skarg od sąsiadów, a to w Krakowie też niebagatelne. Najemca płacił mi czynsz, nie sprawiał problemów, opłacał rachunki za wodę, energię.
Można oczywiści puścić wodze fantazji, że jako szef KAS i minister zaczynam korzystać w sposób niedozwolony z podległych mi służb i inwigiluję swoich sąsiadów, dzierżawców, ale to niedopuszczalne i bezprawne.
CBA kontrolowało Pana oświadczenia majątkowe. Jak Pan wytłumaczy posiadanie ponad 200 tys. zł gotówki?
Od pierwszego dnia mojej pracy, już na początku studiów zorientowałem się, że ten kto ma gotówkę albo przynajmniej szybki do niej dostęp ma większe szanse na zrobienie korzystnej transakcji. Jestem nauczony szacunku do pieniądza, ale nie boję się podejmować finansowego ryzyka.
Na początku miałem nieduże oszczędności. Po powrocie z USA, gdzie bardzo ciężko pracowałem, dysponowałem dużo większymi środkami. Nie muszę chyba dodawać, że ciężko zarobione przez mnie pieniądze zostały przywiezione w gotówce. Takie były czasy. Te oszczędności reinwestowałem. Część wciąż trzymałem w gotówce. Nic w tym wstydliwego. Gotówka zwyczajowo jest zawsze dostępna w mojej rodzinie.
Zdaniem CBA nie potrafił Pan jednak udokumentować posiadanych pieniędzy.
Zaplecze finansowe, które zgromadziłem przez ponad sześćdziesiąt lat życia, w tym gotówka nie jest niczym zaskakującym. Dodam, że w domu, jak w większości polskich rodzin równocześnie posiadałem gotówkę stanowiącą zarówno mój majątek odrębny, jak i majątek wspólny z żoną, a żona również posiadała swoje własne środki - z tego wynikały rozbieżności w oświadczeniach majątkowych. Przyznaję, że wypełniając rubryki mogłem nie rozgraniczyć tych pieniędzy wystarczająco precyzyjnie.
Jednak podkreślam, że nigdy świadomie, umyślnie nie wprowadziłem w błąd jakiejkolwiek instytucji kontrolnej i zawsze transparentnie współpracowałem z tymi służbami w celu wyjaśnienia wątpliwości. Ufam, że wszelkie niejasności zostaną w sposób merytoryczny wyjaśnione.
Kolejna sprawa to brak w oświadczeniu majątkowym darowizny dla Pana syna w wysokości blisko 2 mln zł.
To są fakty medialne, a nie prawne. Osoba wypełniająca oświadczenie nie ma obowiązku wpisywania darowizny, którą poczyniła. Fakt darowizny jest czynnością, która w sposób zgodny z prawem została przeze mnie udokumentowana.
Według CBA miał Pan nieudokumentowane dochody.
Nie jest mi wiadome, aby jakikolwiek mój dochód nie był udokumentowany, wręcz przeciwnie - nie mam nic do ukrycia. Od początku zadeklarowałem pełną współpracę z właściwymi organami państwowymi w celu wyjaśnienia wszelkich nieprawidłowości. Udostępniłem agentom CBA dane kont bankowych zarówno moich, jak i żony, wydałem wszystkie dokumenty o które prosili, gromadzę kolejne, stawiałem się na każde żądanie. Mój adwokat proponował prokurator Urszuli Kossakowskiej złożenie wszelkich dokumentów oczekiwanych przez Prokuraturę Regionalną w Białymstoku. Czekam na sprecyzowanie, co jeszcze jest im potrzebne. Nie muszę dodawać, że do tej pory moje deklaracje zostały zlekceważone.
Śledczy uznali pewnie, że lepiej samemu poszukać dokumentów podczas przeszukań, aby mieć pewność, że wszystko co ważne do nich trafiło.
Zdecydowanie i kategorycznie nie zgadzam się na używanie wobec mnie i mojej rodziny siły, stosowania nieadekwatnych metod co między innymi podniosłem w złożonych zażaleniach na działalność prokuratury i CBA. Jeśli przez prawie dwadzieścia lat składania przeze mnie oświadczeń majątkowych ani urząd skarbowy, ani ABW, ani nasze super skuteczne CBA nie powzięły żadnych wątpliwości wobec mojego majątku, to jakie są podstawy do zaatakowania mojej całej rodziny, moich dzieci?
Czego agenci CBA szukali podczas przeszukań? Prokuratura podała, że dotyczyły aż 20 miejsc.
Według dostępnych mi informacji, które wynikają z postanowień prokuratury, CBA w ramach przeszukania powinno starać się pozyskać dokumentację związaną z nieruchomościami, których jestem właścicielem, ale fakty są zupełnie inne. Zatrzymano mój osobisty kalendarz prezesa NIK z odręcznymi notatkami zawierającymi planowane działania NIK, wyznaczone do realizacji osoby, zamierzone czynności i spotkania.
Agenci CBA zabrali nawet faktury za paliwo i hotel mojego syna, w którym przebywał w chwili zatrzymania, pozbawiono go telefonu, zatrzymano dokumenty związane z realizowanym obecnie przez niego projektem, a także dokumenty zupełnie innych podmiotów. Co to ma wspólnego z oświadczeniami majątkowymi Mariana Banasia? Jak mam zinterpretować to inaczej niż jako atak w rodzinę? Cała ta sytuacja związana ze zmasowanymi działaniami ukierunkowanymi na mnie i moją rodzinę powoduje mój głęboki niepokój.
Skoro powierzył Pan zarządzanie kamienicą synowi, to przyjście do niego funkcjonariuszy wydaje się oczywiste.
Po pierwsze mój syn nie zajmował się moją nieruchomością od siedmiu lat. Jeżeli ktoś chciał od niego dokumenty to może warto było najpierw o nie poprosić, a nie przychodzić o 6 rano do mieszkania, gdzie mieszkają moje wnuki? Po drugie wielokrotnie podkreślałem, że współpracuję z organami wyjaśniającymi wątpliwości związane z moimi oświadczeniami i dotychczas dostarczyłem wszelkie oczekiwane przez te organy dokumenty i informacje. Tym bardziej dziwi mnie sposób działania i uderzenie w moich najbliższych.
Jeszcze bardziej szokuje mnie atak w instytucję, która w przeciągu 101 lat istnienia nie doświadczyła takich ekscesów służb państwowych. Otóż w toku czynności CBA zabezpieczono służbowy telefon prezesa NIK, dane z dysku służbowego i notatki służbowe prezesa NIK. Na tych nośnikach znajdowały się wysoce poufne informacje dotyczące planowanych przez NIK kontroli i zapiski z rozmów służbowych z wysokimi urzędnikami administracji państwowej, oczywiście o charakterze służbowym, dotyczącym bezpieczeństwa państwa. Wszystko objęte nieuchyloną tajemnicą kontrolerską.
W mojej ocenie taki atak na konstytucyjną niezależność NIK równie dobrze może dotknąć prezydenta, premiera, prezesa NBP, prezesa SN czy TK. W praktyce oznacza to, iż prokuratura i CBA mogą w każdej chwili wejść do mieszkania, gabinetu każdego z wyżej mienionych urzędników i skonfiskować co będą chciały na podstawie postanowienia dowolnego prokuratora i to bez postawienia zarzutów i bez uchylenia immunitetu. Za to na podstawie medialnych, powielanych przez wszystkich, a nie zweryfikowanych przez nikogo doniesień. To ewidentne obejście przepisów o ochronie immunitetowej i w moim przypadku tajemnicy kontrolerskiej NIK.
Tyle, że prawnicy są podzieleni i części z nich twierdzi, że immunitet nie chroni przed przeszukaniem, a jedynie przed zatrzymaniem czy pociągnięciem do odpowiedzialności karnej.
To rozstrzygnie sąd. Przypomnę, że postępowania prowadzone przez CBA i prokuraturę nie mają żadnego związku z działalnością NIK, co podkreśliła również pani marszałek Sejmu. Nie muszę dodawać, że nie zwrócono NIK do dziś zatrzymanych materiałów i notatek; i nie wiem co się z nimi dzieje i kto się nad nimi obecnie pochyla.
Złożył Pan w tej sprawie zażalenie do sądu?
Tak, ale też zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez CBA oraz wniosek o wyłączenie prokuratorów regionalnych z Białegostoku, w tym prokurator Elżbiety Pieniążek.
Dlaczego akurat szefowej tamtejszej prokuratury?
Z powszechnie dostępnych informacji wynika, że prokurator Elżbieta Pieniążek od 2005 r. pełniła funkcję naczelnika i zastępcy szefa Delegatury CBA w Białymstoku, by następnie wrócić do pracy w białostockiej prokuraturze rejonowej. W dniu 19 września 2016 r. została powołana na stanowisko Prokuratora Regionalnego w Białymstoku. Przypomnę, że na podstawie KPK prokurator podlega wyłączeniu na wniosek, o ile istnieje okoliczność tego rodzaju, że mogłaby wywołać uzasadnioną wątpliwość co do jego bezstronności w danej sprawie. W niniejszej sprawie wątpliwość co do bezstronności wynikająca z poprzedniego zatrudnienia Prokurator Regionalnej Elżbiety Pieniążek jest obiektywnie uzasadniona.
Prokuratura nie zawsze podziela to, co ustali CBA.
Tutaj mam jednak do czynienia z sytuacją, w której prokurator prowadzi, nadzoruje postępowanie przygotowawcze z zawiadomienia szefa CBA, a uprzednio była w tej instytucji zatrudniona. W instytucji tej, podobnie jak w prokuraturze obowiązuje podległość służbowa i zasada hierarchicznego podporządkowania. Tym samym trudno mówić, że prokurator Pieniążek miała możliwość wyrobienia w sobie "nawyku niezależności”.
Z ustaleń CBA wynika, że wszedł Pan w posiadanie certyfikatów nabycia dzieła sztuki. Dzisiaj wiadomo, że inwestycję oferowała piramida finansowa, na której ludzie stracili ok. 300 milionów zł, a Pan zarobił.
Za radą mojego doradcy ubezpieczeniowego zainwestowałem posiadane środki w kupno rzeźby, przy czym po krótkim czasie sprzedałem ją zarabiając na tym ok. 10 tys. złotych. Inwestycja została wykazana w ramach rubryki posiadane środki finansowe, ponieważ oświadczenie jest składane według stanu na dzień jego złożenia. W okresie składania oświadczenia majątkowego nie miałem ustawowego obowiązku wykazywania ruchomości o wartości powyżej 10 tys. złotych.
Nic nie wiedziałem o tym, że podmiot zajmujący się profesjonalną sprzedażą dzieł sztuki ma jakikolwiek problem z prawem. Wszystkie moje transakcje są w tym zakresie prawnie starannie udokumentowane.
Szef skarbówki powinien być bardziej zapobiegawczy.
Miałem zaufanie do agenta, który mnie przez wiele lat obsługiwał. Być może moim błędem był brak weryfikacji tej propozycji, ale jak mówiłem wcześniej nie miałem zbyt wiele czasu na zajmowanie się swoim sprawami, decyzje musiałem podejmować szybko i chyba też zabrakło mi wyobraźni, że ktoś może zrobić piramidę finansową w handlu dziełami sztuki.
Czy miał Pan informację, że piramidą finansową interesują się organy ścigania?
Jak wspomniałem, inwestycję zrealizowałem za radą zaufanego pośrednika, stąd nie weryfikowałem wiarygodności podmiotu, od którego kupiłem rzeźbę. W tym przypadku, podobnie jak i w poprzednich żadna ze służb nie poinformowała mnie o jakichkolwiek zagrożeniach, czy ryzykach z kupnem rzeźby.
W Pana sprawie pojawia się też wątek dwóch wysokich urzędników resortu finansów Krzysztofa B. oraz Arkadiusza B., którzy są dzisiaj oskarżeni o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, która wyłudziła co najmniej 5 mln zł z VAT. O Arkadiuszu B. w MF mówiło się, że jest Pana zaufanym współpracownikiem, który zawsze ma wstęp do gabinetu. Jakie łączyły Pana z nimi relacje?
To pracownicy zatrudnieni w MF i KAS w czasie, gdy kierowałem tymi podmiotami i relację z nimi określam jako podległość służbową. Z wymienionymi osobami nigdy nie miałem innych relacji niż zawodowe. Nie miałem z nimi kontaktów towarzyskich. Z uwagi na to, że obowiązuje mnie tajemnica służbowa w obszarze pełnionych przeze mnie wcześniej funkcji dodam, że wobec wymienionych osób podejmowałem jako ich przełożony działania nie tylko dyscyplinarne.
Portal "Onet” ujawnił, że przeszukania dotyczyły też poszukiwania dowodów związanych z wypraniem przez panów B. 5 mln zł.
Wprowadzenie przez prokuraturę wątku prania brudnych pieniędzy do zakresu postępowania wobec mnie to wybieg taktyczny, który jest próbą wkręcenia mnie w tryby dużo większej afery, poważniejszego zarzutu i dzięki temu CBA może prowadzić działania operacyjne bez zgody sądu.
Czy podejrzewa Pan, że jest poddawany czynnościom operacyjnym, podsłuchiwaniu, obserwacji?
Chyba nikt już nie ma w Polsce wątpliwości, że wobec mnie prowadzona jest operacja policyjno-medialna, czyli jest zastosowana klasyczna metoda działania służb specjalnych, rodem z czasów komunizmu, kiedy byłem traktowany jako obywatel drugiej kategorii i jako zagrożenie dla władz PRL-u. Za mój opór wobec totalitarnego systemu zostałem skazany na 4 lata więzienia w stanie wojennym. W 2020 r. ponownie, na podstawie półprawd i manipulacji moi rodacy w ciągu dosłownie kilku tygodni zobaczyli mnie jak w krzywym zwierciadle. Okropne doświadczenie. Nagle z urzędnika państwowego, który stanął do walki z mafiami vatowskimi i odzyskał dla obywateli 100 mld zł i dał obecnemu rządowi środki do realizacji programu 500+ stałem się wspólnikiem gangsterów, sutenerów i alfonsów. Zostałem zlinczowany i skazany medialnie, bez postawienia udokumentowanych zarzutów, bez prawomocnego wyroku. Może warto przypomnieć, że jedną z naczelnych zasad systemu prawa jest domniemanie niewinności.
Dużą przykrość sprawia mi też, że brak zaufania okazali mi nawet ci, którzy jeszcze wczoraj dawali mi nieograniczony kredyt zaufania w walce z gigantycznymi wyłudzeniami podatków.
Wróćmy do były urzędników z resortu. Prowadzili proceder wyłudzeń. kiedy stał Pan na czele KAS. Dlaczego służby celno-skarbowe nie wychwyciły tego?
O ile wiem już wówczas było prowadzone postępowanie i czynności weryfikacyjne, które zaowocowały późniejszym skierowaniem aktu oskarżenia. Z uwagi na konieczność zachowania tajemnicy służbowej nic więcej w tej sprawie nie mogę powiedzieć. Podkreślę, że w tym zakresie w ramach pełnionej funkcji podjąłem właściwe działania nadzorcze.
Ostatnio CBA weryfikuje kolejną sprawę związaną z Panem, czyli sprzedaż działek w Myślenicach w 2016 r. Tamtejszy burmistrz uważa, że Myślenicka Agencja Rozwoju Gospodarczego przepłaciła za nie ok. 220 tys. zł.
Pomiędzy kupieniem przeze mnie tych działek, a sprzedażą upłynęło prawie dziesięć lat. Kupiłem działki rolne, a sprzedawałem je już jako działki budowlane. Cena ziemi przez te lata rosła. Sprzedażą zajmował się mój kolega, od którego wcześniej te działki kupiłem. Na bieżąco informował mnie o przebiegu negocjacji i choć wcześniej oczekiwałem za te działki więcej, to jednak przystałem na niższą cenę. Jako członek rządu nie miałem czasu zajmować się tym projektem, a do dziś uważam, że zdecydowanie bardziej opłacalne byłoby zrobienie projektu deweloperskiego. To jedna z najbardziej atrakcyjnych lokalizacji w Myślenicach pod budownictwo mieszkaniowe. Wybrałem rozwiązanie dla mnie mniej korzystne, pozbawiłem się dużej premii, jednak byłem już wtedy zbyt zajęty.