Pakiet propozycji i projektów ustaw składających się na tarczę antykryzysową to materiał roboczy, który wciąż podlega konsultacjom i zmianom. Tak jest w przypadku propozycji UOKiK. Po konsultacji z KNF zamierzamy je zmodyfikować. Mamy inne plany wobec banków i na inne aktywności się z nimi w ostatnich dniach umawialiśmy. Chcemy utrzymać możliwość ich udziału w finansowaniu firm i obywateli w tym trudnym czasie. To nasz najbliższy cel - mówi DGP minister rozwoju.
UOKiK zaproponował, że na wniosek klienta bank mógłby odroczyć nawet o rok spłatę kredytu. Propozycja zakłada, że okres zawieszenia wykonywania umowy nie byłby traktowany jako okres kredytowania, więc klient nie ponosiłby w tym czasie żadnych kosztów. Bank nie mógłby żądać odsetek czy opłat. To natychmiast wywołało obawy, że klienci banków, ale także firm pożyczkowych masowo skorzystaliby z zapisu, co oznaczałoby straty w sektorze finansowym. Związek Banków Polskich wprawdzie rekomenduje bankom trzymiesięczne wakacje kredytowe dla klientów mających kłopot z jego spłatą z powodu skutków epidemii koronawirusa, jednak to rozwiązanie polega na odroczeniu spłaty rat kredytu, ale odsetki za ten czas byłyby naliczane.
Z powodu możliwych negatywnych skutków pomysłu UOKiK, zdystansował się do niego szef KNF Jacek Jastrzębski, który napisał na Twitterze: ”KNF traktuje propozycję UOKiK zawieszenia spłaty rat kredytów jako roboczą i wyjściową”.
Minister Emilewicz podkreśla, że w grę wchodzi za to wpisanie do ustawy innych rozwiązań proponowanych przez UOKiK.
Warto podkreślić, że w propozycjach UOKiK-u jest wiele dobrych pomysłów zwłaszcza tych antylichwiarskich. Polegają one na ustanowieniu górnych limitów na marże czy ceny produktów finansowych dla pożyczkobiorców. Nie chcielibyśmy, by w tym trudnym momencie, krótkoterminowe pożyczki były przyczyną wpadania w spiralę zadłużenia. Podobne rozwiązania są szykowane w innych krajach UE. Chcemy mieć możliwość wpływu na ten proces, by eliminować nieuczciwe praktyki. Nie chcemy, by były to złote czasy dla firm pożyczkowych ani tych, które chcą się dorobić na tej kryzysowej sytuacji - podkreśla Emilewicz