W czasie półtoragodzinnego spotkania Tusk i Merkel nie szczędzili sobie ciepłych słów i zapewnień o przyjaźni - ale wszystko zostaje po staremu. A polska ofensywa polityczna oferująca w kilku sprawach znaczne ustępstwa odbija się od muru niemieckiej dyplomacji.
Zawód jest spory, bo Tusk jechał do Berlina z wielkimi nadziejami na przełom, zwłaszcza w sprawie wysiedlonych Niemców. Proponował, by ich historię upamiętnić w ramach muzeum II wojny światowej w Gdańsku.
Przygotowując grunt, udzielił wywiadu prestiżowej gazecie "Frankfurter Allgemeine Zeitung", przesłał też pozdrowienia czytelnikom popularnego "Bilda". "Jest nie do pomyślenia, aby Polska zaakceptowała rozwiązania, które kwestionują bilans historyczny II wojny światowej" - przekonywał Niemców jeszcze wczoraj na łamach dziennika.
Ale kanclerz Merkel była nieugięta. "O muzeum w Gdańsku możemy rozmawiać, ale nie jako alternatywie, a uzupełnieniu niemieckiego projektu" - mówiła, zasłaniając się umową koalicyjną partii tworzących jej rząd. Co więcej, Merkel nie obiecała też Tuskowi, że w tym projekcie nie weźmie udziału nastawiona antypolsko przewodnicząca Związku Wypędzonych Erika Steinbach.
Kanclerz obiecała jedynie że "widoczny znak" zostanie pomyślany w taki sposób, aby nie relatywizować historii. Donald Tusk komentował, że nie wie, jaki będzie ostateczny kształt tego przedsięwzięcia. "Nie dowiedziałem się niczego konkretnego, na razie są słowa, a nie fakty" - mówił polski premier.
Polska ekipa musi bowiem zmierzyć się także z innym "nie" niemieckiej kanclerz. Bo choć Merkel wyraźnie stwierdziła, że niemiecki rząd nie widzi żadnego uzasadnienia dla roszczeń wysiedleńców wobec naszego kraju, to nie zadeklarowała w tej sprawie kolejnego kroku - przejęcia przez rząd niemiecki odpowiedzialności finansowej, gdyby jednak sądy uznały te roszczenia.
Bez zmian było także stanowisko kanclerz Merkel w sprawie Gazociągu Północnego. Prace będą kontynuowane. Nie ma także już szans na włączenie się w tę inwestycję polskiej strony. "Nie jesteśmy tym zainteresowani, bo ten gaz będzie za drogi" - oceniał wicepremier Waldemar Pawlak. Ale Tusk nie traci jednak nadziei na zmianę niemieckiego stanowiska: "Chcemy przekonać Niemców, że gazociąg przechodzący przez Polskę jest bardziej racjonalny ekonomicznie" - mówił reporterowi DZIENNIKA.
Niemieckie stanowisko w kluczowych dla Polski kwestiach pozostaje więc takie samo jak przez ostatnie lata. Zmieniła się tylko atmosfera. Obaj przywódcy każdym gestem chcieli wczoraj przekonać, że czas napięć między Polską i Odrą mamy już za sobą. "Między przyjaciółmi nie ma tematów tabu" - mówił z figlarnym uśmiechem polski przywódca. A Merkel przed przyjazdem kolumny samochodów z polskim premierem wyszła przed budynek kancelarii federalnej, aby sprawdzić, czy kompania honorowa jest w pełnym ordynku. Gdy się okazało, że polski premier nie bardzo wie, w którą stronę się zwrócić, delikatnymi ruchami ręki dawała mu wskazówki.
DZIENNIK pisze o potrójnej porażce premiera Donalda Tuska, który odwiedził wczoraj kanclerz Angelę Merkel. Wiadomo już, że rząd RFN nie zrezygnuje z projektu budowy w Berlinie ośrodka upamiętniającego wysiedlonych Niemców. Nie weźmie na siebie ewentualnych roszczeń wysiedlonych z terenów obecnej Polski. W końcu RFN nie odstąpi też od budowy Gazociągu Północnego po dnie Bałtyku. Mało tego, Polska nie włączy się w to przedsięwzięcie - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama