Na razie to tylko jedna z wersji śledczych. Badanie takiej hipotezy potwierdziły "Gazecie Wyborczej" źródła w resorcie sprawiedliwości. Prokuratura ją sprawdza, zażądała nawet wydania służbowych dyktafonów z resortu. Oficjalnie prokuratura i ministerstwo milczą, bo "nie chcemy spalić tego śledztwa, a rozwija się interesująco".

Reklama

Chodzi o rzekome uprzedzenie Andrzeja Leppera przed akcją CBA w Ministerstwie Rolnictwa, która miała potwierdzić, że za łapówki można tam odrolnić każdą ziemię. Akcja została spalona 6 lipca 2007 r. Łapówka nie dotarła do Leppera. Ówczesny premier Jarosław Kaczyński zdymisjonował jednak Leppera, twierdząc, że znalazł się on w "kręgu podejrzeń".

Według źródeł "Gazety Wyborczej", prokuratura ma już pewność, że dostała od Ziobry kopię nagrania rozmowy z Lepperem zamiast oryginału. A także, że dostała nie ten dyktafon. Dlatego zażądała wydania z ministerstwa komputera prokuratora Jerzego Engelkinga i służbowych dyktafonów tego samego modelu, który dostała od Ziobry.

Chce - poprzez analizę twardych dysków tych urządzeń - znaleźć oryginał rozmowy. Ale też sprawdzić hipotezę, że Ziobro w ogóle Leppera nie nagrywał.

Ta hipoteza, gdyby się sprawdziła, byłaby "gwoździem do trumny", ale dla politycznej kariery Ziobry. Na razie wydaje się political fiction. Co nie znaczy, że nie ma poszlak, które ją uprawdopodobniają. Jeszcze w sierpniu krążyła plotka, że nagranie z gabinetu Leppera jest, ale zarejestrowane zostało w ramach akcji CBA i pochodzi z podsłuchu. Znamy ją - pisze "GW" - z dwóch niezależnych źródeł w prokuraturze. Trzecie - resortowe - twierdzi, że na obecnym etapie śledztwa jest badana.

Są też wyjaśnienia byłego szefa MSWiA Janusza Kaczmarka przed komisją śledczą ds. służb. Według Kaczmarka Ziobro miał chwalić się najbliższym współpracownikom podsłuchem założonym u Leppera. A Jarosław Marzec, były szef CBŚ, miał ostro zwrócić Ziobrze uwagę, że przez jego gadatliwość doszło do przecieku.

W hipotezie o wykorzystaniu podsłuchu do manipulacji śledztwem o przeciek są jednak słabe punkty - przyznaje "Gazeta Wyborcza".

Reklama

Trzeba by założyć, że w spisku udział wzięli: Jerzy "Profesor" Engelking, który zajmował się kopiowaniem nagrań. I prok. Barski, który autoryzował publicznie wynik opinii ABW. Barski mówił wówczas, że na dyktafon zarejestrowana została też droga Ziobry do gabinetu Leppera, a to uprawdopodabnia, że dyktafon był jednak w użyciu.

Ćwiąkalski: Zbadać nagranie jeszcze raz

W związku z wątpliwościami wokół "gwoździa", minister sprawiedliwości stwierdził, że być może biegli będą jeszcze raz musieli zbadać nagranie rozmowy Leppera z Ziobrą. "Wypada, żeby ktoś bardziej niezależny zbadał autentyczność nagrania" - podkreślił w Radiu ZET Zbigniew Ćwiąkalski. I przypomniał, że nagranie było badane przez ABW, kiedy Agencją rządził Bogdan Święczkowski, podległy ówczesnemu premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu.